piątek, 21 lutego 2020


Uroczystości dobiegły końca. Płomień tańczył jeszcze przez chwilę na króciutkim, szarym knotku. Zanim go zdmuchnięto, przez chwilę jeszcze przeglądał się jak w lustrze, podziwiając swój blask, odbijający się w pozłacanej szacie relikwiarza. A potem zgasł. Zniknął jego blask. Oczy nie mogły już radować się jego światłem. A serce…? Ktoś ciągle wpatrywał się w relikwiarz.  Niech mi ksiądz znajdzie jakąś książkę. O Nim. Na początku nie zrozumiałem. Chcę o Nim więcej poczytać. Starszy Pan wyglądał na zamyślonego. Jakby spoglądał w głąb swojego serca, jakby szukając tam zaginionego blasku, tego promyczka…. Gdyby nie On. Kto? Starosta naszej parafii nie od razu odpowiedział - Jan Paweł II, przecież to od Niego wszystko się zaczęło. Chciałbym znowu usłyszeć Jego słowa. Starszy Pan miał rację. W jakimś sensie  to od Niego wszystko się zaczęło. 25 lat temu. Od zwykłego listu. „Czcigodny Ojcze Święty…” starszy Pan wpatrywał się w pozłacany przedmiot, podobny do krzyża, wracał myślami do przeszłości: „Czcigodny Ojcze Święty…zwracam się do Ciebie jako prosty katolik …”  Nasza kaplica napełniała się ciszą. Parafianie wyszli towarzysząc przybyłemu niedawno biskupowi. Z pobliskiej salki dobiegały głosy biegających dzieci. Biskup przybył, by razem z nami świętować jubileusz… To było 25 lat temu. Zaczęło się od listu:  „Czcigodny Ojcze Święty…zwracam się do Ciebie jako prosty katolik …z Syberii, dokąd byli zesłani moi rodzice… moja Mama. Ona do ostatniej minuty szczerze wierzyła w Boga”. Do ostatniej minuty. Kiedy skończył się nasz jubileusz, 25 lecia parafii w Błagowieszczeńsku, kiedy biskup wyjechał, pozostały w ciszy naszej kaplicy jego słowa… i dar: milczący znak. Starszy Pan wpatrywał się w relikwie Jana Pawła II. Chciałbym o Nim więcej się dowiedzieć. Spojrzałem na pozłacany krzyż, w sercu którego spoczywała milcząca obecność świętego papieża…”Nie lękajcie się!”  Jego słowa porywały wielu, kazały dzielić się nadzieją… kazały kochać …  jego modlitwa, wzywała… do modlitwy i do zaufania… Jego cierpienie … On do ostatniej minuty ufał… Spojrzałem na naszego starostę, człowieka który 25 lat temu pisał: „Ojcze święty… po śmierci mojej Matki obiecałem sobie i jej: „zebrać w jedno przestraszonych ludzi … obiecałem… tchnąć w nich nadzieję i siłę ducha…  obiecałem … odrodzić katolicką parafię na tych ziemiach… płomień zatańczył znowu … zostawił swój blask w sercu… Szara twarz mężczyzny zajaśniała czymś tak ciepłym, tak delikatnym,. Ćwierć wieku temu zebrał w jedną grupę kilkunastu ludzi, pisał do biskupa, pisał do księży … walczył… jak płomień, który broni się, by go nie zdmuchnęli. Zmagał się … jak płomień, który tańczy na świecy, oddając swój blask, tym którzy patrzą. „Ojcze święty … w moich żyłach płynie …” w Jego żyłach płynie jej krew. Ale nie o krew tu chodzi. Zobaczyłem, że w jego sercu, płonie jakby ten  sam ogień, który rozpalał ją.  „Przykład mojej mamy to był fundament. Mama dawała nam wszystkim siłę. Nam, jej dzieciom, katecheza nie wiele mogła dać. Ale świadectwo jej wiary! Widziałem jej twarz kiedy wstawała z kolan, widziałem jej hart ducha… wszystkie kłopoty, wszystkie kłótnie, spory, trudności… ona była jakby ponad to! Kiedy wstawała w kolan jakiś duch z niej spływał na nas. Ona po prostu czerpała z modlitwy. Czerpała siłę.” Spojrzałem na obraz papieża Polaka. Dał siłę tak wielu. Nie lękajcie się! Pamiętam te słowa. Pamiętam i blask płomyka, który odbijał się jasnym światłem  na delikatnych krawędziach relikwiarza. „Otwórzcie drzwi…” Słyszeliśmy ten głos. Ludzkie usta go wyrzekły. Blask zobaczyliśmy, blask dotknął naszych serc. Ale to nie relikwiarz był źródłem światła. 



 On tylko odbijał jasny płomień. Płomień, który tańczył., płomień, który dzielił się swoim pięknym blaskiem, płomień, który zapalał. Ogrzewał. On ciemność rozpraszał. Starszy pan także patrzył. W głąb swojego serca. Widział palce swojej mamy, różaniec w jej dłoniach, słyszał. Jej słowa. To nie ona była siłą. Nie ona była światłem. „Kiedy wstawała z kolan, od modlitwy, jej twarz, zdawała się świecić. Nie musiała uczyć nas modlitwy. Ona po prostu się modliła.” Odbijała światło. Jak relikwiarz. Przed którym igra jasny płomień. Jak pozłacany relikwiarz, który karmi się ciepłem tańczącego płomienia. Starszy pan z dumą pokazał jej zdjęcie. Ona dała mu siłę. Kiedy klęczała, uczyła jak żyć… kiedy klęczała, uczyła jak dalej iść… kiedy klęczała, kiedy się modliła… dawała siłę… płomień rozpraszał mrok… cisza…. Cisza zamieszkała w sercu… zdławiła krzyk… i ból … „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi Chrystusowi!” Uczył nas papież jak żyć. „Nie lękajcie się” Uczył nas jak mamy dalej iść. Ludzie wiary. Ludzie, którzy nie boją się klęczeć. Którzy mają siłę by klęczeć. Odwagę, by ufać. Ludzie wiary. Ludzie, który widzą blask. Światło, które rozprasza gęstą ciemność. Ona chce zamknąć oczy. Tak abyśmy nie widzieli. Nie zobaczyli, tego który obok stoi. Tego, który obok idzie, który płacze. Tego, który obok się modli. Blask zapłonął w sercu mężczyzny. 25 lat temu postanowił napisać. „Czcigodny Ojcze święty… pamiętam słowa, które powiedziałeś w Gnieźnie w 1979 r.: „ pragniemy prosić gorąco naszych braci, którzy są wyrazicielami tradycji wschodniego chrześcijaństwa, ażeby pamiętali na słowa Apostoła: ,,Jedna wiara, jeden... chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich. Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por. Ef 4, 5-6). Ażeby o tym pamiętali.,. w dobie szukania nowej jedności chrześcijan…” – my, katolicy na dalekim wschodzie, staramy się o tym pamiętać…” Światło. Ono pozwala zobaczyć tego, który stoi obok. Wtedy wyciągniesz do niego rękę. Zobaczysz: jedna wiara – choć tak wiele sposobów modlitwy… jeden chrzest … otwiera wiele dróg, daje początek, wielu ścieżkom… Jeden Bóg i Ojciec wszystkich… „ Katolicy z Błagowieszczeńska walczyli, jak ten płomień, walczy z ciemnością. Chcieli pamiętać… Jeden Bóg i Ojciec wszystkich – nie pozwolić zdławić się ciemności. Widzieć. Ciągle dostrzegać tego który stoi obok. Ciągle dostrzegać, tych którzy idą obok. Jeden chrzest – choć tak wiele dróg, jedna wiara… choć modlimy się inaczej…. Jeden Bóg i Ojciec … Ojciec … Ojciec jest tylko jeden. Bo światło jest tylko jedno. Ale ono się odbija w tak wielu naczyniach. Ono ma moc płonąć na tak wielu świecach, ono ma moc rozjaśniać wiele pomieszczeń, ogrzewać wiele serc. Ono ma moc każdemu człowiekowi oświecić drogę, pokazać ścieżkę. Bezpiecznymi i pewnymi uczynić jego kroki.  Jeden Bóg i Ojciec wszystkich… Starszy Pan ciągle wpatrywał się w relikwiarz.  Niech mi ksiądz znajdzie jakąś książkę. O Nim. Na początku nie zrozumiałem. Chcę o Nim więcej poczytać. Czyż nie każdy z nas szuka Tego światła? Ono odbija się na tak wielu naczyniach: . „Kiedy Mama wstawała z kolan, od modlitwy, jej twarz, zdawała się świecić. Nie musiała uczyć nas modlitwy. Ona po prostu się modliła.” Blask wzywa by go szukać znowu: - „Jan Paweł II, przecież to od Niego wszystko się zaczęło. Chciałbym znowu usłyszeć Jego słowa.” Czyż nie Boga czujemy, kiedy widzimy piękno człowieka. Czyż nie Bogiem się karmimy, kiedy czerpiemy moc ze słów człowieka. Czyż nie Bożej miłości poszukujemy, szukając przebaczenia i pokoju… Jeden Bóg i Ojciec wszystkich… Światło, które zobaczył nasz starosta w modlitwie swojej Matki … Jedna wiara, jeden chrzest … światło, którego zajaśniało w Gnieźnie w 1979 r… „pamiętajcie na słowa apostoła” … światło otwarło nową drogę: „Czcigodny Ojcze Święty… ” pokazało nowe ścieżki „U nas, katolików w Błagowieszczeńsku,…” otwarło oczy i pokazało, tych którzy idą obok : „Czcigodny Ojcze Święty… U nas, katolików w Błagowieszczeńsku bardzo pomyślnie układają się relacje z prawosławnymi, zwłaszcza z duchowieństwem. Razem świętowaliśmy rocznice założenia naszego miasta…” Uroczystości dobiegły końca. Starszy pan zamknął oczy. Zgasł płomień świecy. Cisza przycupnęła na krzesełku obok niego… Cisza otwarła usta w modlitwie. Napełniła serce modlitwą. Zaprosiła Boga by znowu zamieszkał w duszy. Cisza, dotknęła pamięć wspomnieniem. Cisza, chciała raz jeszcze zapalić dawny płomień. Cisza, raz jeszcze chciała posłać w drogę. W nieznaną drogę. I jak przed laty chciała napełnić serce odwagą i miłością:  „Czcigodny Ojcze Święty…”  wracały słowa nakreślone przed wielu laty: słowa zrodzone z płomienia, który zapalił się w sercu: …   „Czcigodny Ojcze Święty… proszę wybaczyć moją śmiałość … ” Ogień zrodził blask … jego światło zrodziło miłość… ona dała początek pragnieniom… one kazały się modlić… modlitwa wybłagała siłę … siła zrodziła odwagę by działać, …   „Czcigodny Ojcze Święty…… proszę wybaczyć moją śmiałość …”   by podać rękę tym, którzy idą obok, by pomóc „ Zwracam się z prośbą do Waszej Świątobliwości o pomoc w wybudowaniu naszym braciom prawosławnym ich Cerkwi tutaj w Błagowieszczeńsku…”


Uroczystości dobiegły końca. Cisza znowu zamieszkała w kątach kaplicy. Wpatrywała się relikwie Jana Pawła II. Dar biskupa na 25 lecie parafii. Czcigodny Ojciec Święty przybył tam, gdzie przed laty napisano list, tam gdzie, chrześcijanie szukają nowych dróg jedności, tam gdzie Bóg zapalił kolejne światło.  Starszy Pan jakiś czas później wyszedł z kaplicy niosąc w ręku książkę. Na jej okładce widniały słowa: „Szukałem was, i przyszliście do Mnie” . Czyż Bóg nie pragnie kolejny raz rozpalić jakieś serce?








niedziela, 16 lutego 2020


Ewangelia według św. Marka 8, 11-13

Dopiero co uczynił. Nakarmił 4000 tysiące ludzi. A oni żądają znaku? Czego jeszcze można żądać? Chyba nie to chodziło. Udowodnij nam – czyli tłumacz się przed nami, uznaj nasz autorytet. Przyznaj, że potrzebujesz naszej aprobaty by kontynuować swoją misję… próbują Chrystusa wprowadzić w „zależność” od siebie, próbują być dla Niego instancją… dlatego myślę, że się odwraca. Nie daje im znaku – czyli próbuje się wkraść w ich łaski, - żadnej gry, żadnej manipulacji, żadnej dyplomacji, on udowadnia że jest Bogiem – że jest JAHWE – to On rozdaje karty. Ale jak udowadnia – nie zniszczył ich, nie poraził… odszedł… uszanował ich wolność, małość… zaproponował, nie przyjęli, odszedł…. Odpowiedział ciszą… milczeniem, szacunkiem…  
Zastanowiło Mnie to, że Chrystus westchnął w duszy… uczucie porażki? … jakże często mi towarzyszyło… a jednak Św. Jakub pisze dziś: „Za pełna radość poczytujcie to sobie bracia ilekroć spadają na was różne doświadczenia…” One są częścią drogi, która idę… czyż nie sa nam potrzebne? – św. Jakub piszę, że rodzą wytrwałość – Ona zaprowadziła Chrystusa na krzyż – Ona, zrodziła wiele dobra,
Ileż dzieci zostało wychowanych dzięki wytrwałości ich rodziców… ileż medali zdobyli sportowcy dzięki wytrwałości na treningach … ilu ludzi zostało wyleczonych przez lekarzy, dzięki wytrwałości, która musieli kiedy studiowali, kiedy ślęczeli nad książkami… ilu uzależnionych zostało ocalonych dzięki wytrwałości kogoś kto był bliskości… kogoś kto się nie poddał…. Wytrwałość jest znakiem miłości … ja Jestem zaproszony do miłości, a więc do wytrwałości


środa, 5 lutego 2020

Witojcie :)
Publikuje dzis fragment książeczki moich rozważań o Najświętszej dziewicy Maryi, Matce Naszej. To tylko fragmencik (taka mała reklama) całośc ukarze się w maju w Kleosinie u werbistów. Błogosławionej lektury :)

„ 
Wspomożenie wiernych – przeszła bowiem długą i trudną drogę. Nie było jej łatwo. Ewangelista Łukasz wspomina, że nie było jej łatwo zrozumieć Boże plany: „ona zmieszała się na te słowa (Archanioła Gabriela) i rozważała co miałoby znaczyć to (Jego) pozdrowienie…”  „Synu czemuś nam to uczynił … z bólem serca szukaliśmy Ciebie”, „Oni (rodzice Jezusa) nie zrozumieli tego co im powiedział (Jezus)” „Ona zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.” Jej trudna droga zaczęła się już w Nazarecie, gdzie wybrana na Matkę Syna Bożego znalazła się nawet w niebezpieczeństwie śmierci. Mogła być oskarżona nawet o zdradę Swojego męża. Za to groziło jej ukamienowanie. Później długa droga brzemiennej do Betlejem, porodziła w stajni, w nędzy. Zmuszona by uciekać w środku nocy. Za jej plecami dokonał się bestialski mord betlejemskich niemowląt. Potem kolejna długa droga do Egiptu. Przypadł jej w udziale los migranta, cudzoziemca. Powrót do Nazaretu, do miasta, które miało złą sławę „Czy może Być coś dobrego z Nazaretu…” powie wiele lat później przyszły apostoł Bartłomiej. Misja i popularność jej dorosłego Syna, który stał się wędrownym nauczycielem przyniosła jej kolejny ból: „postradał zmysły…” tak o Nim mówiono. W Nazarecie został odrzucony. Nie chciano Go słuchać, próbowano nawet zabić. To był jej dom, jej ulica, jej sąsiedzi, znajomi… musiała z tym żyć…

Pocieszycielka strapionych… już jako młoda Matka usłyszała proroctwo: „Twoją duszę miecz przeniknie…” wiele lat później znowu była w Jerozolimie. Tam Ją dosięgło jego ostrze. Tym razem najboleśniej. Była nie tylko świadkiem śmierci ukochanego Syna, była widzem, świadkiem Jego krzyku, grymasów pełnych bólu, poniżenia. Musiała patrzeć jak trząsł się ze strachu i zmęczenia, jak wił się agonii, jak otoczyła Go ciemność. Musiała słuchać…”Boże Mój czemuś Mnie opuścił…” musiała milczeć. „Ona zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu.” Musiała z milczeniem patrzeć na ostatni oddech. Musiała patrzeć jak blednie Jego ciało, jak stopniowo staje się chłodne, sztywne…”Boże Mój… czemuś Mnie opuścił…”i szary grób go zabrał. I cisza tylko pozostała. I garstka uczniów, zdziwionych, zaskoczonych, przerażonych… zamknięto Jego grób… A przecież miała wrażliwe serce: ”Nie maja już wina” rzekła parę lat wcześniej Swemu Synowi. Ona wiem czym jest ból, czym samotność i poniżenie. Ona wie czym jest i jak bardzo rani przemoc, jak kłuje ludzki język, jak ostry może być miecz utajony w ludzkich słowach. Ona wie czym jest ludzki los. Ludzka niedola. Przeżyła To wszystko by pomóc i Tobie nie zwątpić. Bóg dopuścił by Matka Tego, który jest Światłością świata, była zaatakowana przez ciemność. „chociażbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę…” szła trudnymi drogami. Jak my. Ona wie i rozumie, co to znaczy być przygniecionym, co znaczy być zmiażdżoną, ona wie jak smakują łzy. Szła tą droga by pomóc właśnie Tobie nie zwątpić: „chociażbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę…” Ona jest Matką Słowa Bożego – w Jej życiu Jego słowo się wypełniło. Jej życie stało się słowem Bożym, a przecież słowa Boże są pokarmem. Szła drogą wyznaczonej przez Pana. Tak wierzyła. Ona wierzyła także dla ciebie, byś mógł korzystać z jej doświadczenia, byś mogła się karmić Jej wiarą, Jej odwagą, by dać Ci tarczę przeciw ciemności, która i na Ciebie napada. Chce dać ci by dać Ci tarczę, byś mógł zasłonić się przed mieczem, który ściga Twoją duszę. Ten miecz chce odebrać ci życie. Życie wieczne. Ona przeszła swoją drogę by pomóc Ci ocalić wiarę. Byś ocaliła Swoją miłość. Jej życie ma moc umocnić Twoją nadzieje. Ona jest 

Mężną niewiastą – daną kościołowi jak sztandar wojsku w krwawej bitwie. Wskazuje kierunek. Każe wstawać z kolan. Iść na przód. Nie pozwala się poddawać. Każe walczyć. Toczyć chwalebny bój o życie. O wieczne zbawienie. Chwalebny, piękny bój o wiarę. O miłość do tego świata, który tak często rani. O miłość do tych, którzy bywają jak kolce, jak miecz. Potrzebujemy jej męstwa. Jej odwagi. Hartu ducha. Nie złamała ją samotność, choć wycisnęła łzy. Cierpienie… jej cierpienie nie mogło jej złamać. Nie zdołało. Poszła drogą wyznaczoną Jej przez łaskę. Przez palec Boga. „Pan z Tobą…” z ust Archanioła usłyszała. I to jest to czego potrzebujemy. Jej wiary. Wiary takiej jak Jej wiara. „Pan z Tobą…” z ust Archanioła usłyszała. Uwierzyła, że pójdzie ścieżką która będzie drogą pełną łaski. Ta ścieżka, te wydarzenia będą darem. Znakiem Jego obecności, Jego działania, Jego potęgi, mocy, Jego miłości, czułości. Przez jej ból i cierpienie, Bóg zapragnął okazać Swoją czułość Tobie. On dziś mówi przez Matkę Słowa. Nie pozwolił jej złamać. Nie pozwolił jej zginąć, choć była mężna i silna, nie pozwoli i Tobie. Jej życiem możesz się karmić. Jej doświadczeniem i wiarą. Zaczerpnij z jej doświadczenia. Ona patrzyła na swoje losy, jak na drogę łaski. Te bolesne wydarzenia, które ją dotknęły, nie mogły jej jednak złamać, gdyż widziała w nich drogę łaski. Widziała że słowa stają się ciałem, choć nie koniecznie od razu musiała je rozumieć. Ona wierzyła Panu Bogu „Pan z Tobą…” mówi to także Tobie. „Pan z Tobą” Kościół wypowiada to słowo codziennie. Przywołuje na pamięć mowę Gabriela kilkanaście razy w ciągu roku. Maryja pragnie by jej bracia i siostry, chrześcijanie, karmili się tym samym słowem, którym ona się karmiła. Matka Kościoła, Matka chrześcijan, pragnie byśmy czerpali z tego samego Źródła. Byśmy biegli jak ona biegła. „W górę serca” woła razem z tysiącami kapłanów na całym świecie każdego dnia, gdy uobecnia się cierpienie Chrystusa na ołtarzach, gdy rozgrywają się cierpienia Jego braci i sióstr na całym świecie. „W górę serca” „Pan z Wami”. Być może twoje cierpienie jest taką droga łaski, którą idziesz. Ona chce byś zobaczył słowo Boże, która towarzyszy Twojemu cierpieniu, moc Najwyższego, która ma moc przemienić twój ból w zbawcze słowa. Przeszła ta drogą aby dać Tobie siłę.  „Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę…bo Ty jesteś ze Mną”

poniedziałek, 20 stycznia 2020


Pisze ten tekst nie spiesząc się, choć wiem że mam mnóstwo jeszcze zadań do wykonania w tym tygodniu, miesiącu, roku… Długo mnie nie było .Tu na tym blogu. Mnóstwo zajęć rzeczy pilnych, spodziewanych i nie spodziewanych. Mnóstwo pośpiechu, zabiegania, zmęczenia, niewyspania, czasem wręcz głodu… a właśnie, a propo głodu – przeczytaj proszę tekst Ewangelii według św.  Marka 2, 23-28: ” Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat pośród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy.  Na to faryzeusze mówili do Niego: «Patrz, czemu oni czynią w szabat to, czego nie wolno?» On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie, i poczuł głód, on i jego towarzysze?  Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom».  I dodał: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu.  Zatem Syn Człowieczy jest Panem także szabatu».”   Właśnie na dziś przypada ten fragment Ewangelii. I właśnie dziś znalazłem czas – szabat- by napisać na bloga. Uczniowie szli za Jezusem i z Nim. Z cudotwórcą, wszechmocnym, uzdrowicielem, pogromca zła i demonów… i byli głodni … tak bardzo głodni, że w końcu raczyli się zwykłym ziarnem, suchym, gorzkim, twardym… idąc za Jezusem czasem jesteś po prostu głodny. Bo ciągle w drodze, bo ciągle jakby posłany, ciągle w misji, ciągle w kierunku … kiedy zostajesz Mamą to otrzymujesz misje, ruszasz za Jezusem – Pójdź za Mną – od tego dnia jesteś posłana do Twojego dziecka, to długa droga, droga w kierunku tego dziecka, droga by ciągle za nim zdążyć, kiedy na rok to ma inne wymagania, kiedy na 3 lub 5 to jeszcze inne a kiedy ma 15 to nagle oczy ci się otwierają i widzisz że musisz znowu biec … tak szybko … y bywasz głodna, zmęczona, masz dość … Ci którzy idą za Jezusem często są w drodze, często nie ma zatrzymania, byle ziarnem się raczą … znam ludzi tak bardzo oddanych sprawie drugiego człowieka – że piec minut czasu by się przespać to dla nich raj – jak suche ziarno było rajem dla uczniów w drodze …. I gdzieś pod koniec tego tekstu jakby na przekór wszystkiemu Chrystus mówi o szabacie. O odpoczynku. O chwili dla mnie. O tym że raz w tygodniu Bóg dał człowiekowi szabat – święto – zaprasza go by zatrzymał się w tej misji, by odpoczął. Wczoraj był fragment z ewangelii gdzie Chrystus porównuje swoich uczniów do gości weselnych… do tych którzy świętują. W naszej misji musimy nauczyć się świętować.  Kochać życie. Kochać życie dane przez Boga. I kochać misję, która nam dał. Znaleźć ten złoty środek, to kolejna droga, do której jesteśmy zaproszeni. Tak będzie w naszym życiu. W życiu ludzi oddanych Chrystusowi i człowiekowi. Sporo zmęczenia, biegu, głodu, bólu i znowu zmęczenia i zabiegania … będą tez szabaty. Musza być szabaty, musza być święta. Chrystus chce być naszym świętem. Jego misja pragnie być naszym świętem. W końcu żyjemy by świętować. I by stać się chlebem i świętem dla drugiego człowieka. To jest nasza droga.


sobota, 21 grudnia 2019


Słowo Boże znowu mi towarzyszy. Znowu odzwierciedla to co się dzieje w moim życiu. Otwieram czytania na dziś i co : „Maryja wybrała się i poszła …” Ona wyruszyła w drogę. Ja też, właśnie dzisiaj. Poszła, niosąc w sobie Słowo Boże – ja też, moje Imię ‘Niosący Chrystusa – Krzysztof, wyruszyłem dziś w drogę do Błagowieszczeńska, tak jak ona „w góry” ja samolotem, wysoko wysoko „ ona z pośpiechem” ja też około 800kilometrów na godzinę leci mój samolot. Wyruszyłem jak Ona by znowu spróbować nieść ‘Słowo Boże… Maryja Poszła do Starszej kobiety, która poczęła dziecko w swoim łonie i pomimo starszego wieku, pomimo po ludzku niemożliwego, tego by w takim wieku kobieta dała życie –  właśnie ona nosi je w łonie, jej to wyruszyła Maryja służyć. Ja podobnie, wyruszyłem by służyć parafianom, nasza parafia w Swobodnym – to starsze panie – które modliły się, były wierne Bogu, ofiarowały swe cierpienie i … w ten sposób „poczęły” ta parafia teraz, wcześniej myślałem że ona wkrótce będzie zamknięta teraz jednak „nosi w łonie” grupkę dzieciaków, które rozpoczynają swoją drogę wiary  - jak Maryja ruszyłem w drogę by im służyć. By mogło dokonać się spotkanie tego „dziecka w łonie” ze słowem Bożym…    
Wierzę, że Ono dało mi dziś obietnicę, że będzie mi nadal towarzyszyć. Dziecko w łonie Elżbiety poruszyło się na głos Maryi … jakim cudem!!! Małe dziecko, które jest w łonie jak może rozpoznać głos obcej kobiety, jak może zareagować na obecność „Matki Pana” i „Mesjasza” jeszcze się nie narodziło, nie zna słów, wyglądu kogokolwiek, nie posiada jeszcze żadnej wiedzy o świecie – to taka czysta kartka, a jednak …. Zareagowało !!!... to zapowiedź, wierzę że to zapowiedź, że moim słowom i posłudze miłości towarzyszyć będzie moc Słowa Bożego. Bo tylko On – LOGOS – mógł poruszyć dziecko w łonie, a więc tylko On będzie mógł poruszać serca i dusze tych, do których Mnie posyła. Maryja niosła Słowo i Swoja posługę – Miłość – ja tez wyruszałem z tym zamiarem ….
Po cóż dziś pisze te rozważania. Nie dla siebie. Zachęcam ciebie – poszukaj i Ty podobnych wydarzeń w twoim życiu, sprawdź jak i jakie słowo Pana spełnia się twoim życiu…

wtorek, 19 listopada 2019


Łk 19, 11-28
Przeczytaj proszę najpierw ten tekst
Król wyjechał. Zostawił kilku swoich sług by „zarabiali”. Zostawił im swoje pieniądze. I wyjechał. Zostali sami. Króla wielu w tym państwie nie lubiło. Nienawidzili Go. Chcieli go usunąć. Król wyjechał, oni z 0 by odniosło pożytek z tego że on wstąpi na swój tron. Kiedy Przyjdzie Pan Prawdy – to wielu, którzy żyją według Prawdy odniesie pożytek, wielu, którzy żyja według miłości odniesie pożytek, kiedy Pan miłości zakróluje, wielu którzy żyją według odpowiedzialności, uczciwości, piękna – to kiedy Pan tego wszystkiego zakróluje, to będzie ich królestwo Oni mają zarabiać i czekać aż Król wróci :). To jest by jego przyjście było radością dla wielu. Ale oni póki co są otoczeni przez jego „wrogów”. Czasy zmagania. Czasy prześladowań. Czasy dawania odważnego świadectwa. Pokusa zawinięcia tego dobra w chustę ukrycia swego chrześcijaństwa, przynależności do Kościoła jest olbrzymia. Co nas pociesz? Przypowieść zapowiada i ogłasza Jego powrót. Powrót i zwycięstwo nad wrogami
ostali. Zostali sami, otoczeni ludźmi, którzy nienawidzili ich Pana. Zostawił im zadania – zarabiajcie moimi pieniędzmi. Sprawicie by moje pieniądze w tym państwie były używane, by poszły w obrót, by wielu ludzi zaczęło używać „moje pieniądze” by korzystało z „mojego bogactwa”. Ci słudzy są obrazem ludzi wierzących. Chrystus wstąpił na niebiosa. Powiedział – puście w obrót moje bogactwo – moje słowo, moje sakramenty, moja miłość, prawdę, nadzieję, moja naukę. Zarabiajcie nimi. Sprawić by wielu z tych , którzy mnie nienawidzą, lub niezdecydowanych, by korzystali z mojego bogactwa. Oni są obrazem Kościoła w jego misji, niesienia ludziom Chrystusowego bogactwa – przebaczenia, nadziei, życia wiecznego, uczciwości, poświecenia, ofiarności, odpowiedzialności, rezygnacji z egoizmu, kłamstwa, obłudy, masek… sprawcie by te dobra były używane przez ludzi. To jest by wielu ludzi faktycznie „zarobiło” na bogctwie które przyszły Król zostawił

niedziela, 17 listopada 2019


Łk 18, 35-43

Podziwiam osoby niewidome. Ile muszą się wewnętrznej siły. I ciągle muszą ufać. W wielu sytuacjach zależni od osób, które im pomagają. Muszą zaufać. Niełatwo jest zaufać człowiekowi, Skoro Bogu tak trudno nieraz w pełni zaufać, co dopiero mówić o człowieku, w którego ręce składamy nasz los. A właśnie los. Los osoby niewidomej jest podobny do losu człowieka, który popadł w tarapaty. Potrzebuje pomocnej reki. Zobaczcie, np. choroba uczy nas ufać lekarzom, pielęgniarkom…. Zepsuty samochód uczy ufać mechanikom, dom, który trzeba remontować uczy ufać fachowcom od budowlanki itp… cierpienie które nas spotyka wiedzie nas do poszukiwania człowieka, do wiary w jego dobro, w jego ciepło, w jego szczerość, profesjonalizm, serdeczność, bezinteresowność. Uczymy się wierzyć ludziom. Wbrew temu co uczy nas grzech, , który zamyka na człowieka, każe broniąc się przed nim, każe się zbroić, cierpienia stawia nas w zależność od człowieka. Ja aktualnie jestem w trakcie dwóch remontów. W dwóch naszych parafiach jednocześnie odbywają się dwa remonty. Taka sytuacja. Muszę zaufać. Zaufać tym ludziom, którzy się za te robotę zabrali. Zaufać, że wystarczy im uczciwości, profesjonalizmu, że mi wystarczy pieniędzy, moim współbraciom cierpliwości. Bóg przeprowadza nas przez najróżniejsze sytuacje życiowe, uczy ufać ludziom. Niewidomego do Jezusa przyprowadzono – najpierw musiał on zaufać ludziom, jego uczniom… a oni – kiedy go prowadzili, na ile delikatności musieli się zdobyć na ile czuli, jak ważne zadania wypełniają, jak odpowiedzialne, los człowieka, cała jego nadzieja w ich rękach… mechaniku, kiedy ktoś przywozi ci samochód, to jego nadzieja w twoich rękach … tak będzie w niebie, Bóg nam pokażę ile zrobiliśmy dla drugich a ile oni dla mnie… będziemy wszyscy sobie w pełni ufać… w pełni… żadnych barier, żadnego strachu przed człowiekiem, żadnego zbrojenia się przed nim… Niebo, tam będzie taka Przyjaźń… takie zaufanie :)