sobota, 21 grudnia 2019


Słowo Boże znowu mi towarzyszy. Znowu odzwierciedla to co się dzieje w moim życiu. Otwieram czytania na dziś i co : „Maryja wybrała się i poszła …” Ona wyruszyła w drogę. Ja też, właśnie dzisiaj. Poszła, niosąc w sobie Słowo Boże – ja też, moje Imię ‘Niosący Chrystusa – Krzysztof, wyruszyłem dziś w drogę do Błagowieszczeńska, tak jak ona „w góry” ja samolotem, wysoko wysoko „ ona z pośpiechem” ja też około 800kilometrów na godzinę leci mój samolot. Wyruszyłem jak Ona by znowu spróbować nieść ‘Słowo Boże… Maryja Poszła do Starszej kobiety, która poczęła dziecko w swoim łonie i pomimo starszego wieku, pomimo po ludzku niemożliwego, tego by w takim wieku kobieta dała życie –  właśnie ona nosi je w łonie, jej to wyruszyła Maryja służyć. Ja podobnie, wyruszyłem by służyć parafianom, nasza parafia w Swobodnym – to starsze panie – które modliły się, były wierne Bogu, ofiarowały swe cierpienie i … w ten sposób „poczęły” ta parafia teraz, wcześniej myślałem że ona wkrótce będzie zamknięta teraz jednak „nosi w łonie” grupkę dzieciaków, które rozpoczynają swoją drogę wiary  - jak Maryja ruszyłem w drogę by im służyć. By mogło dokonać się spotkanie tego „dziecka w łonie” ze słowem Bożym…    
Wierzę, że Ono dało mi dziś obietnicę, że będzie mi nadal towarzyszyć. Dziecko w łonie Elżbiety poruszyło się na głos Maryi … jakim cudem!!! Małe dziecko, które jest w łonie jak może rozpoznać głos obcej kobiety, jak może zareagować na obecność „Matki Pana” i „Mesjasza” jeszcze się nie narodziło, nie zna słów, wyglądu kogokolwiek, nie posiada jeszcze żadnej wiedzy o świecie – to taka czysta kartka, a jednak …. Zareagowało !!!... to zapowiedź, wierzę że to zapowiedź, że moim słowom i posłudze miłości towarzyszyć będzie moc Słowa Bożego. Bo tylko On – LOGOS – mógł poruszyć dziecko w łonie, a więc tylko On będzie mógł poruszać serca i dusze tych, do których Mnie posyła. Maryja niosła Słowo i Swoja posługę – Miłość – ja tez wyruszałem z tym zamiarem ….
Po cóż dziś pisze te rozważania. Nie dla siebie. Zachęcam ciebie – poszukaj i Ty podobnych wydarzeń w twoim życiu, sprawdź jak i jakie słowo Pana spełnia się twoim życiu…

wtorek, 19 listopada 2019


Łk 19, 11-28
Przeczytaj proszę najpierw ten tekst
Król wyjechał. Zostawił kilku swoich sług by „zarabiali”. Zostawił im swoje pieniądze. I wyjechał. Zostali sami. Króla wielu w tym państwie nie lubiło. Nienawidzili Go. Chcieli go usunąć. Król wyjechał, oni z 0 by odniosło pożytek z tego że on wstąpi na swój tron. Kiedy Przyjdzie Pan Prawdy – to wielu, którzy żyją według Prawdy odniesie pożytek, wielu, którzy żyja według miłości odniesie pożytek, kiedy Pan miłości zakróluje, wielu którzy żyją według odpowiedzialności, uczciwości, piękna – to kiedy Pan tego wszystkiego zakróluje, to będzie ich królestwo Oni mają zarabiać i czekać aż Król wróci :). To jest by jego przyjście było radością dla wielu. Ale oni póki co są otoczeni przez jego „wrogów”. Czasy zmagania. Czasy prześladowań. Czasy dawania odważnego świadectwa. Pokusa zawinięcia tego dobra w chustę ukrycia swego chrześcijaństwa, przynależności do Kościoła jest olbrzymia. Co nas pociesz? Przypowieść zapowiada i ogłasza Jego powrót. Powrót i zwycięstwo nad wrogami
ostali. Zostali sami, otoczeni ludźmi, którzy nienawidzili ich Pana. Zostawił im zadania – zarabiajcie moimi pieniędzmi. Sprawicie by moje pieniądze w tym państwie były używane, by poszły w obrót, by wielu ludzi zaczęło używać „moje pieniądze” by korzystało z „mojego bogactwa”. Ci słudzy są obrazem ludzi wierzących. Chrystus wstąpił na niebiosa. Powiedział – puście w obrót moje bogactwo – moje słowo, moje sakramenty, moja miłość, prawdę, nadzieję, moja naukę. Zarabiajcie nimi. Sprawić by wielu z tych , którzy mnie nienawidzą, lub niezdecydowanych, by korzystali z mojego bogactwa. Oni są obrazem Kościoła w jego misji, niesienia ludziom Chrystusowego bogactwa – przebaczenia, nadziei, życia wiecznego, uczciwości, poświecenia, ofiarności, odpowiedzialności, rezygnacji z egoizmu, kłamstwa, obłudy, masek… sprawcie by te dobra były używane przez ludzi. To jest by wielu ludzi faktycznie „zarobiło” na bogctwie które przyszły Król zostawił

niedziela, 17 listopada 2019


Łk 18, 35-43

Podziwiam osoby niewidome. Ile muszą się wewnętrznej siły. I ciągle muszą ufać. W wielu sytuacjach zależni od osób, które im pomagają. Muszą zaufać. Niełatwo jest zaufać człowiekowi, Skoro Bogu tak trudno nieraz w pełni zaufać, co dopiero mówić o człowieku, w którego ręce składamy nasz los. A właśnie los. Los osoby niewidomej jest podobny do losu człowieka, który popadł w tarapaty. Potrzebuje pomocnej reki. Zobaczcie, np. choroba uczy nas ufać lekarzom, pielęgniarkom…. Zepsuty samochód uczy ufać mechanikom, dom, który trzeba remontować uczy ufać fachowcom od budowlanki itp… cierpienie które nas spotyka wiedzie nas do poszukiwania człowieka, do wiary w jego dobro, w jego ciepło, w jego szczerość, profesjonalizm, serdeczność, bezinteresowność. Uczymy się wierzyć ludziom. Wbrew temu co uczy nas grzech, , który zamyka na człowieka, każe broniąc się przed nim, każe się zbroić, cierpienia stawia nas w zależność od człowieka. Ja aktualnie jestem w trakcie dwóch remontów. W dwóch naszych parafiach jednocześnie odbywają się dwa remonty. Taka sytuacja. Muszę zaufać. Zaufać tym ludziom, którzy się za te robotę zabrali. Zaufać, że wystarczy im uczciwości, profesjonalizmu, że mi wystarczy pieniędzy, moim współbraciom cierpliwości. Bóg przeprowadza nas przez najróżniejsze sytuacje życiowe, uczy ufać ludziom. Niewidomego do Jezusa przyprowadzono – najpierw musiał on zaufać ludziom, jego uczniom… a oni – kiedy go prowadzili, na ile delikatności musieli się zdobyć na ile czuli, jak ważne zadania wypełniają, jak odpowiedzialne, los człowieka, cała jego nadzieja w ich rękach… mechaniku, kiedy ktoś przywozi ci samochód, to jego nadzieja w twoich rękach … tak będzie w niebie, Bóg nam pokażę ile zrobiliśmy dla drugich a ile oni dla mnie… będziemy wszyscy sobie w pełni ufać… w pełni… żadnych barier, żadnego strachu przed człowiekiem, żadnego zbrojenia się przed nim… Niebo, tam będzie taka Przyjaźń… takie zaufanie :)

wtorek, 5 listopada 2019


Łk 19, 1-10

Chrystus przybywa do Jerycha. Do miasta, które Bóg kazał Mojżeszowi zburzyć. Miasto przeklęte. Miasto grzechu. Miasto zła, ciemności, śmierci. Dlatego miało zniknąć. Bóg nie chce zła. W czasach największego odstępstwa do Boga zostaje ono wzniesione na nowo. Właśnie tu przybywa Chrystus, jakby do centrum zła. Tu spotyka Zacheusza. Ten jest szefem celników. Celnicy, kolaboranci, współpracownicy Rzymskich okupantów. Z nich Rzymianie ściągali podatki, a oni z kolei mieli prawo ściągać sobie ze swoich rodaków. Tak więc Zacheusz był czymś w rodzaju urzędu podatkowego. Szefem lokalnej mafii, to on decydował kto ile i kiedy ma płacić. On miał wpływ na to jakie będą ceny towarów dzisiaj, kto i dlaczego dziś nie zarobi, a kto będzie miał na chleb. Ty mi się podobasz, więc nie zapłacisz, Ciebie nie lubię,. Ogolę cię do cna...Był szefem celników. A więc miał za sobą grupę „karków” którzy uspokajali wszystkich niezdecydowanych na płacenie. I to wszystko w majestacie prawa… I oto przybywa Chrystus… czyż nie było tam w ludziach nadziei że się coś wreszcie zmieni??? Ale Zacheusz się nie boi, owego przybywającego Sprawiedliwego Cudotwórcy, Proroka. Wręcz przeciwnie. On chce go spotkać. Dlaczego? Dlaczego ten niby tak bezduszny człowiek chce się spotkać z kimś dobrym, sprawiedliwym? Św Łukasz, który był zresztą lekarzem, opisał Zacheusza jako człowieka „niskiego wzrostu”. Może delikatnie chciał powiedzieć, bardzo grzecznie i z wielkim szacunkiem, że Zacheusz urodził się jako ktoś kogo czasem my w potocznym języku, w obraźliwy sposób nazywamy „karłem”. Taki człowiek często już od dzieciństwa może bardzo cierpieć. Albo może Św. Łukasz mówiąc „niskiego wzrostu” chciał powiedzieć że Zacheusz był słabszy niż inni, niezbyt przystojny, w czymś gorszy. On cierpiał I cierpi nadal. On od lat wysłuchiwał różne teksty na swój temat, komentarze, wyśmiewali go, obrażali, poniżali. Ktoś „inny” gorszy, śmieszny, mały, słaby … słowem odtrącony, poniżony, od początku na marginesie... co dzieje się w sercu takiego człowieka: „ja im pokaże, udowodnię im że się mylą. Udowodnię że jestem kimś, że mam swoja wartość, zmuszę ich by przeprosili!!!!” Czyż mu się nie udało? Znalazł sposób. Teraz pewnie żałują. Pokazał im kto tu jest słabszy! Ale on nadal cierpi. Rany, zapadają głęboko w serce. On jest samotny. „Z powodu tłumu nie mógł zobaczyć Jezusa,” sam próbuje się przedostać przez tłum, on jest nadal samotny. Nadal odtrącony, chociaż już jest „na fali” to jednak ciągle „malutki”. I oto przybywa Chrystus… czyż nie było tam w Zacheuszu nadziei że się coś wreszcie zmieni??? Oto przybywa prorok. Cudotwórca. Mąż Boży. Święty Sędzia. Podatnicy oczekują, że ten który złe duchy z ludzi wygania, temu który faryzeuszom obłudę wytyka, że przybędzie i powie: „Zacheuszu, przeproś, padnij na kolana przed ludem, oddaj pieniądze… liczą na to że ogień z nieba ów prorok ściągnie z nieba na okrutnika i trupem go położy i całą jego szajkę … A na co liczy Zacheusz? Czyż nie na to samo? Że weźmie Jego stronę . .. że wytknie im ich okrucieństwa, pokaże prawdę, zmusi by go przeprosili … tak to bywa….
… w sytuacji konfliktu często jesteśmy przekonani że mamy rację aż do tego stopnia, że dziwimy się dlaczego święty ogień nie spadł jeszcze nieba i nie poraził mojego wroga…!!! … wyczekujemy sprawiedliwość, sądnego dnia, momentu prawdy kiedy Bóg ukarze mojego krzywdziciela … opowiadanie o Zacheuszu przypomina starą prawdę – przemoc rodzi przemoc, kąsany gryzie, a poniżany kopie dwa razy tak mocno … I oto przybywa Chrystus…nie ważne kim jesteś, czy kąsasz, czy ciebie poturbowano, „Dzisiaj muszę wejść do Twojego domu. Dzisiaj u Ciebie muszę się zatrzymać...” niewiele razy Chrystus używa słowa „muszę” … Przypominam sobie, że mówi „muszę” kiedy mówi o krzyżu, o śmierci na Golgocie, o drodze do Jerozolimy na mękę. „Muszę ...” chodzi o historię zbawienia. „muszę...” wejść do Twojego domu czyli – ważne jest bym uzdrawiał twoje rany, twoją przeszłość i teraźniejszość, chce uczynić z Tobą historię twojego zbawiania, zaprosić cię do Paschy, czyli do przejścia od śmierci – od tego co cię zabija do zmartwychwstania. Czyli od tego co co cie poniżą, smuci, niepokoi, od nienawiści, złości, gniewu, od stanu w którym jesteś obrażona do przebaczenia, do wolności, do pokoju, do światła… muszę wejść, czyli przeprowadzić cię przez ten krzyż do życia. Do prawdziwego życia. Abyś przestał być najeżony jak jeż, gotowy do obrony przed światem, gotowy by zniszczyć drugiego…. Chcę zabrać cię w drogę, bys stała się śœiętą, byś stał się jeszcze lepszym człowiekiem, chce dać ci pokój. Uwolnic do złości i poczucia winy, uwolnić od ran i poczucia krzywdy, uwolnić od poniżenia. „„Dzisiaj muszę wejść do Twojego domu. Dzisiaj u Ciebie muszę się zatrzymać...” 

środa, 30 października 2019


Wszystko zaczęło się od gwiazdy. Gdzieś tam, w ciemności, ponad miastem, ponad dachami przytulonych do siebie domów i sterczących w górę płotów. Ponad wołaniem. Ponad krzykiem ludzi wołających po raz kolejny. Ponad płaczem dzieci, i jękiem chorych, ponad wiatrem, który wtórował im w żalu niosąc do nieba opowieść pełną łez. Wszystko od gwiazdy się zaczęło. Zajaśniała. Gdzieś tam w ciemności. Nie była jedynym światłem. Ogniska wokół przecież mogły przyćmić ją swym blaskiem. Zajaśniała. Gdzieś na czarnym jak smoła niebie. A przecież nie była jedyną gwiazdą tej nocy. Nie była samotna. Trzeba było spojrzeć w górę, by ją zobaczyć. Wsłuchać się trzeba było się w żałosny jęk wiatru, który ją przyzywał od tak dawna. On jej szukał. Niósł wśród obłoków płacz tysięcy pogardzanych, zniewolonych, zbitych. Smutne to były czasy. Trudne. Trzeba było do góry podnieść oczy. Zajaśniała. Zatańczyła, na ciemnym niebie, zawołała. Usłyszeli! „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie” Trzeba było jej szukając wśród ciemnych obłoków, wypatrywać jej blasku, kiedy północ mroczną dłonią serca ściskała. „Widzieliśmy…” czym była? Wezwała do drogi. Prosiła by zaryzykować. Zaryzykować podróż, by odważyć się pójść. By pobiec razem z wiatrem, który ciągle niesie krzyk tak wielu. Opowiada o samotności, o tęsknocie, o nadziei, która jeszcze płonie. O łzach szukających pocieszenia. Gwiazda zajaśniała wśród najciemniejszej ze wszystkich nocy. Czym była? Na jej wezwanie pobiegli. Wyruszyli w drogę, niesieni starożytnym słowem. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy aby...” po drodze mijali tak wielu. Tu twarz ściśnięta zmęczeniem, tam oblicze starca, który woła o śmierć, słyszeli jęk kobiety, pochylonej nad mogiłą. Kogo wzywała? Kogo zabrakło? Wiatr cichym szeptem niósł jej opowieść. Zawodził. Zawodził do nieba. Szukał wśród ciemności. Wszystko od gwiazdy się zaczęło. Czym ona była? Poprowadziła ich. Drogę pokazała. W serca zapukała. Krzyknęła tak głośno, tak jasno zaświeciła… wezwała by wyruszyć. By dom zostawić. By bliskich zostawić, by nie patrzeć w tył, by iść, ciągle iść, naprzód, tam gdzie słońce wschodzi, gdzie złoty jego blask ciemność rozprasza, by biec. Gwiazda wezwała by biegnąć wytrwale za głosem wiatru który woła wołaniem tak wielu, który woła milczeniem, tych, którzy już zamilkli. „...i przybyliśmy aby….” Po co ich przyprowadziła? Co chciała im pokazać? Długa to była droga. Ciemność była im towarzyszka. Łzy. Sporo ich była na tej drodze. Nadzieja. Jedyny kompas. Jedyna mapa. Jedyna rzecz, którą tak naprawdę warto wziąć ze sobą w drogę. Tylko ona ma moc by zajaśnieć wśród ciemności. Trzeba było spojrzeć w górę, by ją zobaczyć. Trzeba było dobrze wpatrywać się w ciemność. Bo właśnie tam zajaśniała. Tam jaśniała. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy aby ...” po co wysłała ich w drogę? Kiedy dotarli zobaczyli Jego oczy. Dłonie. Łzy. Zobaczyli łzy. Ludzkie łzy. Przed nimi leżał człowiek. Otoczony ciemnością tej nocy. Cichej, ciemnej nocy. Świętej? Był ubogi. Więcej niż ubogi, on był po prostu biedny. Tak niewiele miał. Tak bardzo niewiele. Strach. Niepokój w oczach najbliższych.”Przybyliśmy aby oddać Mu pokłon” Zimny wiatr hulał tam gdzie go znaleźli. Ciemność i blask, zmieszały się tutaj, tańcząc,zmagając się ze sobą starły się w walce. Kto zwycięży? Zimny wiatr tutaj hulał. Niósł Jego łzy. Jak echo. Jak ciche echo starodawnej pieśni. O człowieku, o Bogu, który otoczony był ciemnością tej nocy. Cichej, ciemnej nocy. Świętej? Tak, ta noc była święta. Czas kiedy spotykasz człowieka w jego ciemności, ten czas jest święty. Gwiazda posyła w drogę. Każe opuścić swój dom. Nie wolno czekać. Nie wolno odkładać do jutra. Każe usłyszeć. Każe wyjść. Każe pójść. Każe zobaczyć człowieka otoczonego własnym ubóstwem. Każe zobaczyć Jego łzy. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy aby oddać Mu pokłon”. Każe zobaczyć Boga. W drżących dłoniach. Boga w ludzkich łzach, które niechaj usłyszy twoje serce. Boga obecnego w strachu i niepokoju najbliższych. Boga w człowieku. Jeżeli odważysz się spojrzeć w Jego ciemność. W jego ubóstwo. Boga zobaczysz. „i przybyliśmy aby oddać Mu pokłon”. W człowieku. Który płacze. Który zamilkł. Każe usłyszeć wołanie Jego serca, jęk duszy, nadzieję. Nadzieję która ma moc zamienić najciemniejszy mrok w … poszli na na wschód… tam gdzie Słońce wschodzi – gdzie poranek już świeci, ptaków śpiew tam słychać, ktoś tam pod drzewem przycupnął, odpoczywa po długiej drodze. Doszedł do celu? Słońce zajaśniało. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie ...” „Słońce wschodzące z wysoka...” Tak Go nazwał prorok. Słońcem, które wschodzi. Które ma moc zamienić mrok … w odpoczynek, po ciężkiej drodze, Ono ma ma moc obudzić poranek. Ciepły. Świeży. Ono ma moc aby tego poranka osuszyć łzy. Wtedy wiatr poniesie nową pieśń. Pełną wdzięczności. Zaniesie do nieba okrzyki pełne radości. Zaniesie tam śmiech. Wszystko od gwiazdy się zaczyna. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy aby oddać Mu pokłon”. To nie jest opowieść o trzech królach. Nie o mędrcach ze wschodu, którzy ruszyli w drogę. To jest opowieść o drodze. „Widzieliśmy...” opowieść o nas …„Jego gwiazdę”...o wezwaniu … „i przybyliśmy….” o głosie, który słyszysz. Który wzywa by oddać siebie. O misji Kościoła. To jest opowieść o Bogu, o Słońcu, Wschodzącym z wysoka. On usłyszał, On zobaczył, udrękę swoich dzieci, ból i płacz Swojego ludu, On wyruszył w drogę. Dom swój zostawił. Raj porzucił. W ciemności zajaśniał. Nędzą się otoczył. W mroku zajaśniał. Naszą nędzą się otoczył. „Przybyliśmy aby oddać mu pokłon”. Możesz go spotkać. Zobaczyć. Czasem zjawia się nieoczekiwanie. Gdzieś pod kościołem wyciąga rękę, prosi o chleb, o parę groszy. Czeka na telefon. Na twój telefon. Na modlitwę twoją czeka. To nie jest opowieść o trzech mędrcach, którzy ruszyli na wschód. To jest opowieść o Panu, który posyła aby wschód przynieśli tam gdzie jest ciemność. O misji Kościoła, który Pan posyła w drogę. Każe w ciemność się wpatrzeć. W duchową nędzę. W głód i w krzyk się wsłuchać. Każę zobaczyć. Nadzieję. Cichą noc. Świętą. Tak, noc kiedy dajesz nadzieje. To najświętsza z nocy. Wtedy jest Boże narodzenie. Noc. Kiedy przebaczasz. Noc. Kiedy odwiedzisz. Noc, dniem się staje. Porankiem się staje. Kiedy klękasz. Kiedy przytulasz. Wiatr. Wiatr zaniesie do nieba nową pieśń. Twoją pieśń. Cicha Noc. Święta. Święta noc. Ta noc. To opowieść o misji Kościoła. O twojej misji, o głosie, który słyszysz. O twojej drodze. Ofiaruj swe cierpienie. Swój ból. Możesz dziś ofiarować swoją samotność. Zmaganie. Na ołtarzu Pana. Będziesz wtedy jak wiatr. Który do nieba zaniesie czyjeś łzy. On znowu usłyszy. On Ciebie usłyszy. Zobaczy czyjeś łzy. Twoja modlitwa go poruszy. Twój ból. Ból zajaśnieje wśród ciemności. Wszystko od gwiazdy się zaczęło. Wszystko od gwiazdy się zaczyna. Od miłości. Ona mam moc. Ciemność rozproszyć. Ból osłodzić. Ranę przebaczyć. Do nieba zanieść. Do nieba przytulić. Tam wszyscy się spotkamy. Tam odpoczniemy. Tam przybędziemy, by oddać Mu pokłon. To nie jest opowieść o trzech królach. To Dobra nowina. O nas. O mojej i twojej drodze do do Domu. On tam czeka. Przybył tu na ziemię. By zajaśnieć na naszym ciemnym niebie. By pokazać drogę. By zaprosić do drogi. Nadzieja cię poprowadzi. Przez tę noc. Świętą Noc. Cichą noc. Świętą…

poniedziałek, 28 października 2019


„A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga - zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.” Do wspólnoty ludzi wierzących w żydowskiego Boga, który na górze dał kamienne tablice/ weszły tysiące, nie znające języka na którym te przykazania były napisane. A nawet jeśli znali, to obca im była ta mentalność, ten sposób bycia,m wyrażania się©, inny był ich sposób modlitwy. A jednak coś ich ciągnęło w tę stronę. Weszli do wspólnoty wierzących, która już istniała i z czasem zaczęli liczebnie ja przewyższać. Z czasem stworzyli „Kościół” - wspólnotę -”zebranych” „zwołanych” rzekłbym sprowadzonych. Na kamiennych tablicach powstała budowla, o której ich pierwszym właścicielom się nie śniło. Zupełnie inna. To było coś nowego. Św. Paweł w liście do efezjan jest świadkiem tworzenia się tego czegoś „nowego” i temu czemuś „nowemu” przyznaje równe prawa. Okazało się, że starzy właściciele kamiennych tablic, również zostali sprowadzeni do tej nowej wspólnoty. Coś nowego się narodziło. Jakie będzie, nikt chyba wtedy nie wiedział. Rodzi się dziecko – jakie będzie, kim będzie, jakich wyborów dokona, czy będzie lubiło rocka … czy wybierze narty? Nikt nie wie. Fundament został położony i każdy z tych nowych, tak i całych narodów jak i jednostek, każdy został zaproszony by sam BUDOWAĆ DALEJ. Zobacz, każdy z narodóœ który jest w Kościele buduje jakiś swój wyraz tego co „Katolickie, Kościelne, Chrześcijańskie” i każdy nas, każda z jednostek buduje swój sposób komunikacji z Bogiem … desiderata mówi – słuchaj każdego, bo nawet głupi i ignorant ma swoja opowieść … święte słowa, każdy kto wchodzi w kontakt z Bogiem, zaczyna budować swoja opowieść o Kościele, o wspólnocie, o wolności opowieść o zwycięstwie. Każdy z nas buduje ten dom. Zobaczcie, kiedy budujesz dom z kimś, to ty wybierasz jaki kolor ma być i on wybiera, jaki kształt mają mieć schody okna drzwi … wnosisz coś swojego… do Kościoła wnieśliśmy nie tylko swoje bogactwo – wnieśliśmy tam i swój ból… szukamy czegoś tam … coś nas tam wezwało? Przychodzę tam ze swoim bólem, głodem, wołaniem, nadzieją, przychodzę ze swoim pięknem i brzydotą, ze swoim charyzmatem i z grzechem… ze swoją opowieścią Bogu po to by usłyszeć nową inną, i by opowiedzieć o swojej innym. Tu w Błagowieszczeńsku jest nas 3 werbistów – Polak, Indonezyjczyk i Rosjanin – i siostra zakonna z Białorusi… zebrani, sprowadzeni do Błagowieszczeńska, zdumiewa mnie że Chrystus potrafi być w tylu miejscach naraz, bo przecież historia powołania każdego z nas to historia dziesiątek lat, w czterech różnych krajach … z każdym z nas prowadził jednocześnie inny dialog … by wreszcie tu w tym miejscu i w tym czasie nas połączyć „kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus.” - kamień węgielny to ten który łączy różne kamienie w jedną całość. Ten Dialog, który prowadzi Bóg z Tobą w twojej duszy, umyśle, ciele, to ścieżka do drugiego człowieka, nawet nie zauważamy kiedy rodzi się przyjaźń z innym człowiekiem, bo prostu coś nagle zaczyna drgać… „kamień węgielny ...” warto zawalczy c o przyjaźń, wziąć i zadzwonić do kogoś z kim dawno nie rozmawiałeś… Budowa … budowa Kościoła ciągle trwa

czwartek, 17 października 2019


Kolejny raz słowa Pana towarzyszy mojej codzienności.
Św. Paweł pisze do Tymoteusza:
„Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. Demas bowiem mię opuścił umiłowawszy ten świat i podążył do Tesaloniki, Krescens do Galacji, Tytus do Dalmacji. Łukasz sam jest ze mną. Weź Marka i przyprowadź ze sobą; jest mi bowiem przydatny do posługiwania. Tychika zaś posłałem do Efezu. Opończę, którą pozostawiłem w Troadzie u Karpa, przynieś idąc po drodze, a także księgi, zwłaszcza pergaminy. Aleksander, brązownik, wyrządził mi wiele zła: odda mu Pan według jego uczynkówI ty się go strzeż, albowiem sprzeciwiał się bardzo naszym słowom. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone! Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie [Ewangelii] i żeby wszystkie narody [je] posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.” (2 Tm 4, 9-17)

Pisze misjonarz do misjonarza, duszpasterz do duszpasterza, prorok do proroka … wreszcie człowiek do człowieka. „Demas bowiem mię opuścił umiłowawszy ten świat...” Paweł widzi swoja „porażkę”. Jego uczeń, być może współpracownik, ktoś ważny, ktoś nad kim się trudził, głosił, pracował, teraz go opuścił – umiłował ten świat. Paweł widzi swoją porażkę. Jakby porażkę Ewangelii – miłość do świata, do tego co tu i teraz, zwycięża w sercu tego człowieka. Pomimo wszystkich Chrystusowych obietnic, pomimo cudów i znaków jakie towarzyszyły pierwszym chrześcijanom… miłość świata zwyciężała w sercu Demasa … Paweł czuje się samotny... Demas podążył do Tesaloniki, Krescens do Galacji, Tytus do Dalmacji… coraz mniej ludzi, bliskich wokół mnie … może nie wszyscy umiłowali ten świat, ale tak się sprawy mają że z jakiś powodów musieli się oddalić, może na inne „placówki” może z jakiś innych powodów… Paweł zostaje coraz zdany sam na siebie : „Łukasz sam jest ze mną...” a przed nami wielkie zadania, przed nami wyzwania, trud, decyzje do podejmowania, misja do spełnienia ...”Weź Marka i przyprowadź ze sobą; jest mi bowiem przydatny do posługiwania...” pisze misjonarz do misjonarza, człowiek do człowieka… potrzebuje by ktoś był obok niego. Potrzebujemy do kogoś się odezwać, podzielić trudem, poradzić, naradzić, albo tylko tego by ktoś był obok za plecami, nawet wtedy kiedy dobrze wiesz i czujesz co należy robić … „Opończę, którą pozostawiłem w Troadzie u Karpa, przynieś idąc po drodze...” zimno mu jest, czasem po prostu po ludzku zimno. Albo spodziewa się będzie mu zimno. Potrzebuje się ogrzać, czasem tak mamy, potrzebujemy gdzieś głowę wtulić, zagrzebać się w kocu, szklankę herbaty z cytryną wypić, czekoladę zjeść … Pomimo całej potęgi Ducha Świętego, której był Paweł Świadkiem, pomimo cudów które się przez jego posługę działy, pomimo tłumów które się przed nim chciały kłaniać … „PRZYNIEŚ MI OPOŃCZĘ” boi się zimna, ludzkiego bólu… porażka boli, i chłód zimnego wiatru boli i samotność boli … a w sercu goreje ogień, on czuje że powinien głosić Kościołom czyli Kościołowi słowa życia „ przynieś idąc po drodze, a także księgi, zwłaszcza pergaminy.” Potrzebuje papieru. Papier się kończy. Uczniów, bliskich ludzi jakby coraz mniej, zima się zbliża … przynieś idąc po drodze – misjonarz musi zaplanować, logistykę, co jak komu kiedy i za ile … a czasem by się chciało by ktoś był blisko … Dla mnie to wszystko to Ewangelia. To wszystko taka siłę mi daje. Paweł doświadcza tego samego co i każdy z nas. Kiedy zwykłe małe ludzkie sprawy urastają do rozmiarów problemu, który po prostu potrzebujemy rozwiązać. Problemu, który nas trochę uciska, czasem wręcz boli, a czasem … bardzo boli … dla Mnie to wszystko Dobra Nowina. Paweł doświadczył tego wszystkiego co ja doświadczałem i doświadczam. Jeden z moich współbraci dziś wyjeżdża na zastępstwo do innej parafii – jakieś 2000 km: „Tychika zaś posłałem do Efezu.”… drugi musiał wyjść wcześniej, poleciał sprzątać parafię przed remontem, musimy pomyśleć co i jak gdzie położyć, wygospodarować miejsce na różne graty, poprzestawiać, porobić … „idąc po drodze przynieś”… zbliża się zima, czuć już mróz – ja czekam na paczkę która mi posłano z Polski – tam jest moja zimowa kurtka - „Opończę, którą pozostawiłem w Troadzie u Karpa, przynieś ...” mam do tego coraz więcej pracy, coraz więcej rzeczy do napisania, przemyślenia. Zaczynam nagrywać filmiki, coraz więcej maili do odpisania, coraz więcej rzeczy do zrobienia, bez szczegółów ilość zadań nam rośnie - „ przynieś idąc po drodze, a także księgi, zwłaszcza pergaminy.” … czuje jak rośnie we mnie żar, ogień Chrystusowy … pomimo to czuję że ... „Weź Marka i przyprowadź ze sobą;” - bez waszej modlitwy się nie obejdzie, bez waszego wsparcia, ni jak … To jest Ewangelia bracia i siostry kochane. Jeżeli Paweł to wszystko przezywał, ten ból, zmagania, walkę, trud … nie poddał się … pomimo zimy i chłodu … nie poddał się … to i ty … masz prawo zaczołgać się czasem pod koc … poczuć się samotnym … ale nie poddawaj się … nie poddawaj się W GÓRĘ SERCA W GÓRĘ SERCA ponieważ: :Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie [Ewangelii] i żeby wszystkie narody [je] posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.” - rozumiesz?

piątek, 4 października 2019

tym razem filmik, mój pierwszy

Ciekaw jestem waszych opini. Bo ten filmik to w zasadzie premiera nowych moich umiejętności, uczę się 😉... ale pomedytowac nad słowem Pana można

niedziela, 29 września 2019


Łk 16, 19-31

„Łazarz... pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza” Po rosyjsku brzmi to trochę inaczej - „okruszkami … kruszynami” Zastanawiałem się co to oznacza? W jakim trzeba być stanie by pragnąć kruszyny chleba … pragnąc okruchów! … dlaczego pragnął okruchów, a nie całej uczty która tam za bramą u bogacza się odbywała? Siedziałem dziś przy śniadaniu. Takie zwyczajne śniadanie, parę kanapek. I dopiero pod koniec gdy wstawałem od stołu zobaczyłem … (teraz rośnie napięcie :) … okruchy … kiedy człowiek je to nawet czasem nie zauważy jak bezszelestnie odrywają się, spadają na stół, na talerz, na podłogę … człowiek wstaje sprząta odchodzi … nie przejmuje się takimi drobiazgami … Łazarz marzył o takich drobiazgach … o czymś tak małym, tak błahym, niemal niewidocznym… Ludzie często marzą o drobiazgach … i to często właśnie te „drobiazgi’ mają ogromne znaczenie … dzieci, młodzież, często wręcz czekają na jedno dobre słowo ze strony swoich rodziców… pracownicy – na jedna pochwałę szefa … sąsiedzi … być może na uśmiech … być może na uśmiech czeka pani rejestratorka, która obsługuje cię w szpitalu bądź w przychodni… ktoś czeka byś dziś docenił jego pracę, trud, wysiłek … ktoś pragnie byś poświęciła mu chwilę uwagi, czasu, byś czasem podwiózł samochodem, zainteresował, zadzwoniła sama od siebie … byś wiecznie nie przechodził obojętnie … zbyt szybko, wiecznie nie mając czasu … leżał Łazarz… bez tego nie mógł po prostu wstać. To coś to jedno twoje słowo może kogoś ożywić, posłać wiatr w czyjeś żagle … rozglądaj się, bądź uważny, u naszych bram sporo takich ludzi może się znaleźć. Nasze czasy sprzyjają obojętności – chorobie bogacza – mamy coraz większe możliwości by stawać się coraz bardziej niezależnymi, zamkniętymi w swoich światach, przestrzeniach, … nam coraz łatwiej dzień w dzień świetnie się bawić „ucztować” jak ten bogacz … coraz łatwiej nie zauważyć … drobiazgu który upada na ziemie, słowa wypowiedzianego zbyt nieopatrznie, zbyt szybko, zbyt głośno … słowa, który powaliło człowieka i każe mu leżeć u bram … czekać o okruch … czyż nie posłał nas Bóg byśmy byli chlebem … czyż nie dał nam misji być chlebem ?

niedziela, 22 września 2019


Słowo Boże mi towarzyszy. Znowu to widzę. Wróciłem do Błagowieszczeńska. Podróż z Tambowa trwała 2 dobry. Pociągiem do Moskwy, metrem do do stacji aeoreekspresu, ekspresem na lotnisko, z lotniska samolotem do Habarowska (około 6000 km dla ciekawych :), potem mnie odebrał miejscowy ksiądz, na parę godzin zawiózł do siebie, potem znowu na pociąg i już z Habarowska do Błagowieszczeńska (dla ciekawych około 800 km …:) Słowo Pana mi towarzyszyło. Tuz przed podrózż mocno mi głowie zagrało – „Pan mym Pasterzem… niczego mi nie braknie” … przydało się to słowo… zwłaszcza na lotnisku w Habarowsku, kiedy się dowiedziałem, że mój bagaż, moja walizka nie przyleciała ze mną… nie zapakowali jej w Moskwie do mojego samolotu… zostałem bez większości rzeczy … właściwie bez ubrań ... „Pan mym Pasterzem… niczego mi nie braknie” było potrzebne to słowa by zareagować spokojnie, uśmiechnąć do pracownika lotniska w Habarowsku (Bogu ducha winnej pani, której wypadł po prostu taki los, taka funkcja informowac pasażerów o niewiadomym losie ich bagaży… ) „Pan mym Pasterzem… niczego mi nie braknie”, zostałem tam na tym lotnisku przez to słowo wezwany by zaufać… miałem wtedy w sobie jakiś spokój, nawet rozbawienie… a dziś niedziela – 2 dni później otrzymuję kolejne słowo: „Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków”(Łk 16,9) Po rosyjsku brzmi to jeszcze fajniej: „aby gdy zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie...” - tak poczułem, że na jakiś czas (jeszcze nie wiem na jak długo) zostałem pozbawiony części moich „ziemskich” dóbr...i żyję. Przetrwałem reszte podróży, niczego na razie mi nie zabrakło. Nadal mam w sobie spokój. Uśmiech. Radość. Ale największa jest chyba z tego, że widzę związek tego słowa, z wydarzeniami z mojego życia. Ono oświeca moją drogę, czyta mnie, czyta moje życie. O czym ono mówi? „zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie” nasz czas przemija. Dziś masz samochód, za parę lat on się zepsuje, albo go będziesz musiał naprawiać albo … go po prostu stracisz… w zasadzie już jest spisany na straty… tak jak spodnie, które kupiłeś, za jakiś będą znoszone, stare … albo trafią nie do tego samolotu co trzeba :) … „zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie” - Przyjaciół, bliskich, sławy … tej sławy, chwały, dobrego imienia na które wielu pracuje tak gorliwie … „zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie” - nasz uroda przemija (drogie panie_ i siła przemija (panowie) męstwo nasze … odwaga … „zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie” … kiedy przychodzi zagrożenie okazujemy się tchórzami, kiedy pojawia się młodsza i piękniejsza „zostaniecie pozbawieni wszystkiego co ziemskie” - po rosyjsku to można tez przetłumaczyć jako „pozbawicie się SAMI … sami siebie pozbawicie się, bo przecież porównujemy się z innymi oceniając siebie za gorszych… czasem tylko jako lepszych … pozbawiają się jak Chrystus mówi dalej w Ewangelii – Prawdziwego dobra – pozbawiamy się prawdziwego dobra … tak mocno walcząc, zajadle nieraz o to by … każdy wie o co sam walczy … to tak jak z tą walizka. W sumie dopuszczałem taka możliwość, przecież takie rzeczy się zdążają, bagaże gubią się po drodze… ale jak akurat ciebie to dopada… przecież ludzie się starzeją, wszyscy wiemy, że uroda, zdrowie, przyjaźnie przemijają … ale jak Ciebie to dopada… wszystko się skończy, Chrystus dziś woła. Dlatego nie warto. Nie warto krzyczeć na pracownika lotniska ani na lekarza, który nie może wygrać z twoim rakiem, nie warto grzmieć na swojego brata, który się spadkiem nie podzielił, nie obrażać się na … sam wiesz na co, na kogo i za co si, ę obrażasz… po prostu nie warto, Prawdziwe DOBRO nadchodzi, Ono nie odejdzie. Ono pozostanie. Ono nasyci. Nakarmi, napełni, przesyci. Odkąd jestem w Błagoweieszczeńsku napełnia mnie radość. Nie wiem dlaczego. Modliłem się o nią. Szczerze prosiłem Boga o radość, o pasję. I oto akurat w ten czas kiedy „zbiedniałem” mam w sobie więcej radość, więcej uśmiechu. Prawdziwe DOBRO nadchodzi!!! bracie i siostrzyczko moja kochana, nie warto już więc płakać i się złościć… dla wielu z tych których kochaliśmy, a którzy odeszli tak … niespodziewanie ???… to DOBRO już nadeszło ! Nadeszło. Ono już ich nasyca. Karmi, pieści, tuli. Już je smakują. Otrzymali (mują0 swoją nagrodę.Wogule to tak sobie myślę, że walizka jest symbolem drogi. Jesteśmy w drodze. Do prawdziwego dobra.

niedziela, 15 września 2019


Polska pod krzyżem? Właśnie w tych dniach byłem w Tambowie. To jest około 500 km na południowy-wschód od Moskwy. Tu wznosi się krzyż. Na szczycie Kościoła, parafii właśnie pod wezwaniem „Podwyższenia Krzyża Świętego”.Tutaj przeżywałem to wielkie święto, przemówiło ono do Mnie najpierw przez Nią: Ona stała pod Jego krzyżem. Bolejąca Matka. Pan uczynił Ją świadkiem swoich cierpień. Świadkiem ostatnich koszmarnych grymasów na twarzy, świadkiem tłustej,żółtej i krwawej kropli potu, świadkiem jęku i łzy, świadkiem ostatniego krzyku, ostatniego oddechu… widziała Jego śmierć … oddech zatrzymał mu się w ustach … patrzyła... Ona przecież jest Ikoną Kościoła. Jego obrazem… zapowiedzią… wzorem...to znaczy, żejest także Ikoną ciebie i mnie...pokazuje istotę chrześcijaństwa...kim mam być ,kim się stawać, dokąd zmierza moja droga? … stać pod krzyżem!!! Tak jak Ona...mam być świadkiem cierpień? W zasadzie była tam na tym wzgórzu bezradna. Lecz była. Kiedy spojrzał na nią, widział Matkę ...Mamę… Przyjaciela… kogoś kto jest bliski ...nie osądza… cierpi … współcierpi...szczerze, prawdziwie, nie oszukuje … Kiedy stajesz się prawdziwie chrześcijaninem, to Bóg stawia Cię blisko kogoś kto cierpi… Bo miłość otwiera oczy … miłość stawia pod czyimś krzyżem, każe być blisko… zawsze blisko...każe współcierpieć, współodczuwać… czasem po prostu dzielić bezradność,nie dawać rad,ale rozumieć, przytulać, płakać razem. Ileż to razy byłem bezradny. Ileż to razy w bezradności słuchałem opowieści o bólu, o samotności, o smutku,o zawiedzionych nadziejach o krzyku, głodzie, o tym jak serce pękało...o tym jak kłamstwo zabiło, jak przyjaźń umarła...o tym który kochał ...i porzucił…. O tej która zraniła...o krzyżu….po prostu o krzyżu słuchałem…. Polska pod Krzyżem??? Pod czyim krzyżem dziś stoję? Dla kogo nie śpisz, zapytał mnie kiedyś rekolekcjonista przed świeceniami kapłańskimi? Będą po święceniach mówić „Ojcze” skoro chcesz nim być, pokaż – kogo w bólu zrodziłeś,dla KOGO jesteś Ojcem Matką Bratem...pod czyim krzyżem załamujesz twoje ręce… świadkiem czyjej walki o przetrwanie jesteś …. wiesz jak Chrystus na krzyżu walczył o każdy oddech? Wiesz, że ona to widziała, wpatrywała się w każdy ruch … kiedy próbował wić się jak zraniony motyl ...przygwożdżony...widziała wszystko… Polska pod Krzyżem – i ja pod krzyżem – być świadkiem wiary to podać dziś rękę – przebaczyć, nie złościć się zadzwonić… napisać, przyjechać, poświęcić czas i pieniądze...przytulić, tak trzeba kogoś przytulić… uczynić komuś dom … pamiętać o przyjaźni … o Przyjacielu … podać rękę ...Tu w Tambowie, widziałem na parafii na mszy kilkudziesięciu studentów. Większość z krajów Afrykańskich. Po mszy śpiewali. Po francusku, portugalsku, po angielsku i w swoich ojczystych językach. Zobaczyłem ich taniec. Chwilę radości. Chwilę przyjaźni. Daleko są od domu. Studiują tu w Rosji. Studia bywają krzyżem. Wielkim wysiłkiem Zmaganiem. Pokonywaniem siebie. Studiują w Rosji. Choć ich domem ojczystym jest Kongo, Angola … Togo … to krzyż, bycie cudzoziemcem, czy tego chcesz czy nie często bywa krzyżem...zmagasz się codziennie … Na ich krzyżowej drodze stanęła ta parafia … która próbuje im chociaż na chwilę stworzyć dom… miejsce gdzie mogą na chwilę oddychać własną ojczyzną na chwilę spotkać się ,zaśpiewać,zatańczyć….Widziałem jak wzięli się za ręce. Uśmiechali. Chwila beztroski, wszyscy jej potrzebujemy. Polska pod Krzyżem… świat pod krzyżem ...ja pod krzyżem… na krzyż można napluć, od niego można uciec, czasem da się go z kimś chwilę nieść … Bolesna Matka stała pod nim, obecna, bliska,odważna ...przyjęła bezradność ukrzyżowanego ... 

środa, 24 lipca 2019


„Wyszedł siewca aby siać...” znamy to. Wielu z nas zna tę przypowieść. Trudno się słucha Ewangelii. Człowiek już wie co będzie dalej. „A gdy siał jedno padło na drogę … i przyleciały ptaki i wydziobały je...” uniosły wysoko, wysoko w górę… i daleko…bardzo daleko od pozostałych i od siewcy… daleko od przyszłego plonu, którego już nigdy nie zobaczą??? Nie zobaczy ziarno plonu bo padło na drogę. Dlaczego droga akurat? Sądzę, że droga to takie miejsce gdzie każdy idzie w swoją stronę. Każdy ma swój cel, swój kierunek, swoje sprawy do załatwienia. Ludzie na drodze się najczęściej po prostu mijają. Może dlatego Ewangelii trudno się słucha. Chcemy ją ominąć?Za trudna? Nie rozumiemy jej? Więc jest obca? Zbyt nie przystaje do życia? A może tak bardzo wiele ona obiecuje, że to jest wręcz nie do uwierzenia? Tak czy inaczej na drodze ludzie się mijają. Każdy w swoją stronę. Sądzę, że droga to jest symbol braku zakorzenienia. Braku wspólnoty. Braku identyfikacji z innymi, czegoś co jest nam wspólne, co jest nasze a nie moje, czegoś co łączy mnie z innymi, co sprawia że wędrujemy razem, to coś więcej niż „jedziemy na tym samym wózku”. Droga to symbol egoizmu. Każdy w swoja stronę. Egozim zamyka na innych. Zatrzaskuje drzwi. Egoizm to droga w pojedynkę. Sprawia, że się mijamy. Sprawia, że relacje są strasznie boleśnie powierzchowne, nikt nie ma na takie ochoty, niektórym są wygodne. Każdy w swoją stronę. Przeciwieństwo tego czym ma być Kościół. „Jedni drugich brzemiona noście i tak wypełnicie prawo … Chrystusowe… wydacie plon...jedni stokrotny … ini czterdziesto inni trzydziestokrotny … każdy ile może, ile chce, ile pragnie, ile da rady, ile ma możliwości… Kościół ma nie być jak droga. Ma być stanem w którzy nie w swoją stronę. Droga, na której ludzie się zatrzymują, wędrują rzem, wędrują wspólnie, często zmieniają kierunek ze względu na kogoś jednego… Rosjanie maja takie powiedzenie: „siedmiu na jednego nie czeka” a Kościół … to takich siedmiu, którzy czekają na jednego ….bo razem wędrują… nic nie znaczy samotna wędrówka, bo lecisz sam czyli jesteś daleko daleko i wysoko… nie zobaczysz plonu… nie przeżyjesz miłości. Bóg nas kocha… tak to wiemy… ale czy wiemy, czy czujemy że Kościół nas kocha? „Jedni drugich brzemiona noście i tak wypełnicie prawo … Chrystusowe… wydacie plon… nie odlecicie z dumnymi ptakami w przestworza wysoko wysoko ponad … ale daleko od innych… egoizm wyprowadził tak wielu ojców z domu… egoizm tak wielu żon i matek nie pozwolił im wrócić… egoizm dzieci, które przestały płakać i postanowiły przeklinać… mało kto z nich widzi plon… unoszą się wysoko, każdy z ich wysoko… ale w swoją stronę…. Zastanawia mnie to że Bóg kiedy chce chce komuś pomóc niemal zawsze daje ...wspólnotę… kiedy ktoś płacze, to pomocą jest ten kto słucha tych łez… kiedy ktoś pije pomocą staje się drugi alkoholik… lub całą grupa… samotna, porzucona matka znajduje pomoc u osób w podobnej sytuacji – Bóg zawsze daje wspólnotę – kogoś – czyli Kościół ...„Jedni drugich brzemiona noście i tak wypełnicie prawo … Chrystusowe… wydacie plon..

sobota, 13 lipca 2019


„… i ze czcią wspominamy najpierw pełną chwały Maryję, zawsze dziewicę … a także świętego Józefa … oraz Twoich świętych apostołów i męczenników Piotra i Pawła Andrzeja...” tekst pierwszej modlitwy Eucharystycznej. Tekst mszy świętej. Wspomnienie. Kościół zebrany na dziękczynieniu (Eucharystii) wspomina świętych… przez moment miałem wrażenie, że otaczają mnie prz tym niewielkim ołtarzu dziś rano. Każdy z nich to osobna historia… „również nam Twoim grzesznym sługom... daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi apostołami i męczennikami Janem Chrzcicielem Szczepanem Barnabą... Felicytą... Agatą...” Każdy z nich to osobna historia cierpienia, zmagania, walki. Osobna historia patrzenia wysoko, patrzenia w niebo, historia nadziei i łez, historia pewnego ryzyka, które podjęli, historia krzyku, wołania, tęsknoty, niepewności, decyzji, zaciśniętych zębów… osobna historia. I wyobrazić sobie, że podczas każdego z tych wydarzeń był obecny, zaangażowany Ten Sam… Ta Sama OSOBA widziała te wszystkie sprawy, prowadziła dialog z historią każdej z tych osób… Bóg, znawca ludzi… „Jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią...” skończył się mój urlopowy wyjazd „Jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią...” pośrodku gór. Mieszkałem przez te parę dni jakby w dolinie, pomiędzy dwoma górami. Codziennie widziałem jak ponad ich szczytami pędzą ogromne masy powietrza, obłoki, jak wiele ich kolorów, kształtów, olbrzymia masa pchana olbrzymią siłą, góry pięły się pod niebo, wystrzeliwały w przestworza, itak nie mogły dosięgnąć …. „Jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią… tam myśli Moja nad myślami waszymi...” wołanie moje nad wołaniem waszym… zmaganie Moje nad zmaganiem waszym… płacz Mój nad płaczem waszym … nadzieja Moja ...jak obłoki nad górami. Zawsze wyżej. Zmagamy się. Wyciągamy ręce ku górze, próbujemy wzrastać, walcząc z tym co nas spotyka, rośniemy. Rośniemy kiedy wołamy do nieba. „...daj udział we wspólnocie z Twoimi świętymi apostołami i męczennikami...” i ni musieli rosnąć. Każdy z nich to zupełnie osobna historia wzrastania i upadków, osobna historia Przyjaźni, przeciwnego Towarzyszenia milczącego, ukrytego Boga, który gdzieś zawsze górował w majestacie nad … górą…. Która się piętrzyła, coraz wyżej i wyżej, silniejsza, potężniejsza o nowe doświadczenia, potężniejsza o nowe porażki, potężniejsza o tęsknotę, o nadzieję … Zadziwia Mnie dziś Pan, który Towarzyszył każdemu z nich. Towarzyszy i Mnie… czuję To. Towarzyszy Tobie… każdemu na swój sposób...

piątek, 5 lipca 2019


Mt 9, 9-13

Zdumiewa mnie z jaką łatwością wyszedł Mateusz z komory celnej. Jedno słowo i wychodzi… porzuca cały ten fach,całą kasę i tak po prostu... wychodzi… chyba nie był tam dla kasy? ??Księga Ewangelii, którą później napisał pełna jest cytatów ze starego testamentu. Mateusz ciągle cytuje stary testament. Człowiek,który tak dobrze znał księgi święte swojego ludu, tak dobrze rozumiał jego tradycje historyczną, tak pięknie czuł oczekiwanie swojego narodu … ten sam człowiek jednocześnie jest celnikiem! Kolaborantem! On pomagał okupantowi Rzymskiemu ściągać podatki ze swojego ludu ! Pomagał go niszczyć. Mając tyle wiedzy na temat biblii Boga ...pomagał upokarzać jego lud! Człowiek o rozdartym sercu? Człowiek zawiedzionych nadziei? Gdzie ten potężny Bóg,który tyle obietnic złożył? Mesjasza zapowiedział… obiecał ucztę,dobrobyt, zwycięstwa wa, szczęście … Mateusz, Lewi, człowiek o rozdartym sercu ... brak nadziei, brak oczekiwania w sercu… zawód … ileż razy czujemy się podobnie,zamknięci w swojej złości,smutku, rozpaczy -nasze komory celne … ileż wołania...ileż takich ludzi spotkałem… czasem mówią -nie warto mieć męża,bo jak się trochę postarzejesz to zacznie cię zdradzać...dzieci tez lepiej nie bo ile się trzeba z nimi naużerać … iluż spotkałem ludzi zdeptanych,zawiedzionych życiem,którzy uciekli w tanie inie tanie uśmierzacze bólu… w swoje komory celne … Mateusz Lewi wyszedł. Był mieszkańcem Kafarnaum. Widział,słyszał te wszystkie cuda, które czynił Nazarejczyk, przypominały mu one dawno wypowiedziane proroctwa...na Jego oczach spełniała się obietnica,na Jego oczach ożywało słowo tak dawno wypowiedziane...spełniało się… ten CZŁOWIEK udowadniał że Bóg spełnia to co zapowiedział … dlatego jak myślę Mateuesz wyszedł. On widział, że się dzieje!!! Myślę, że nam bardzo bardzo bardzo uparcie trzeba dziś szukać jakie słowo świętych ksiąg się spełnia, szukać śladów wcielenia się słowa. Ono jest. Ja na przykład widzę, że odkąd idę za Jezusem to znacząco wzrosła ilość „moich ojców, matek, braci sióstr i domów ...” mam tak wielu ludzi wokół siebie,do których chce mi się wracać, choćby Ciebie czytelniku bloga mojego … nasza „znajomość- braterstwo – jest dla mnie znakiem że spełnia się obietnica dana w świętej księdze,tym którzy idą ZA NIM. Przesadzam? Nie wiem. Mateusz jakiś czas później napisał Ewangelię obficie przeplatając ją cytatami Starego Testamentu- udowadniał -słowo się wypełniło, obietnice Bóg spełnia – warto było czekać na Mesjasza!!! Myślę,wierzę i cieszę się tym, że obietnice mesjańskie wcale się nie przedawniły. Są ciągle aktualne,świeże !!! Lud ciągle czeka i może czekać i dobrze że czeka!Na co? Głosimy Twoją śmierć, wyznajemy Twoje Zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale !!!! My Kościół,lud przymierza i obietnicy ciągle czekamy na Mesjasza, który przyjdzie na końcu czasów i zniszczy wszelkie zło. Zaspokoi każdy głód i każdą potrzebę, ogłosi pokój, przyniesie zmartwychwstanie, miłość, zwycięstwo nad bólem i depresją i nałogami i gniewem...nakarmi, przytuli,zaprowadzi do domu Przyjaźni i braterstwa… gdzie nikt już nigdy nie będzie na marginesie...gdzie nic cię nie będzie bolało… gdzie się najesz, gdzie wreszcie się wyśpisz, odsapniesz...usiądziemy sobie przy studni...w cieniu … przy stole...nad wodospadem… w dobrym towarzystwie ...ze śpiewem...w dzień paruzji …. Mateusz pisał wiele by potwierdzić obietnice. Ja widzę że się powoli spełniają...Takie słowo otrzymałem na początku urlopu. W czasie kiedy mam więcej czasu, więcej beztroski, mniej pośpiechu. Więcej uśmiechu. Słowo o paruzji, słowo o raju,o spełnianej obietnicy – urlop mój tego małym zadatkiem,zapowiedzią. Warto czekać bracia i siostrzyczki :) Warto czekać :)

sobota, 29 czerwca 2019


„W dobrych zawodach wystąpiłem…” Kto to mówi? W jakiej chwili? „W dobrych zawodach wystąpiłem…” Czyli co: miałem dobre życie, wartościowe życie, piękne życie… „W dobrych zawodach wystąpiłem…” Kto to mówi? W jakiej chwili? Święty Paweł pisze te słowa pod koniec swego życia. Prawdopodobnie w więzieniu. Spodziewa się wyroku śmierci. Miałem dobre życie… Jego plecy noszą jeszcze ślady nie jednego biczowania. Całe ciało w szramach, w bliznach. To człowiek który był kamienowany, do nieprzytomności. To człowiek którego kopano, przymierał głodem, uciekał ratując swoje życie, to człowiek, któremu pluto w twarz, … „Pan mnie wyrwał z paszczy lwa...” „W dobrych zawodach wystąpiłem…” pisze. Miałem dobre życie. Tyle wycierpiał. Tyle dostał od życia po głowie. Widział nie jedną porażkę swego nauczania, nie jeden z jego uczniów zdradził, poszedł do sekty albo zrobił sobie karierę kosztem wiary… „W dobrych zawodach wystąpiłem…” miałem dobre, piękne życie. Warto było. Tak bardzo było warto. Człowiek niejako oswojony z cierpieniem mówi dziś do Kościoła – WARTO BYŁO – tak bardzo warto. Warto się pomęczyć. Kościele cierpisz za Chrystusa i za człowieka? – warto, dostajesz po głowie w imię pracy apostolskiej w imię godności ludzkiej?- warto. Starasz się wypruwać sobie żyły bo starasz się być dobrym rodzicem, bratem, dziadkiem, dobrym lekarzem, mechanikiem, uczciwym, nie podkładasz świni współpracownikowi? – warto. To dobra i pewna droga. Nie dawno, parę dni temu wróciłem do Polski. Na urlop. I dziś uderzają Mnie słowa Pawła „W dobrych zawodach wystąpiłem…” -warto było. Nawet nie wiesz bracie i siostro jak dziś się cieszę z każdego trudu, nawet najmniejszego który tam mnie spotkał. Jak wdzięczny Bogu dziś jestem za powołanie misyjne, za trud, za to że wybrał Mnie (nas) „abyśmy stali przed Nim i Jemu służyli” - dziś czuję całym sercem, że to przywilej, darmo dany dar. Móc służyć Bogu i człowiekowi. To dar. Ja dziś jestem wdzięczny. Tak wdzięczny także i za urlop. Wdzięczny za powołanie misyjne, za trud, pot, i łzy… Paweł dziś mówi do Kościoła. Twój pot i twój trud, chrześcijaninie, to pewna i piękna droga, to coś krzyczy do niebios – warto. Idź dalej droga wiary. Wiarę ustrzeż.

czwartek, 13 czerwca 2019

Jeżeli oko twoje jest ci powodem do grzechu wyłup je. Lepiej dla ciebie jednookim wejść do królestwa niebieskiego. Wejdziemy tam pokazująć swoje rany. Ile nas kosztowało odrzucenie zła, wyrzeczenie się grzechu, ile kosztowała miłośc do człowieka, prawe życia, dobroć, ofiarność„, bezinteresowaność. Pokazęmy w królerstwie niebieskim wszystkie nieprzespane noce, zmęczone ręce, cały wstyd i hańbę którą przełknelismy ze względu na Chrystusa. Samotność, tak samotność, która nad dotknęła, ze względuy na wierność Jemu. Pokażemu mu nasze rany tak jak on pokazał nam swoje. I bęðziemy się radować.

To bardzo możliwe że na ostatni wpis na bloga w tym miesiacu, nastepny w lipcu, Przede mna droga. Do zobaczenia

niedziela, 9 czerwca 2019


Poproś jakiegokolwiek człowieka by narysował Ducha Świętego? Wielu z nas narysuje gołębia. Dlaczego gołąb? Dlaczego Duch Święty ukazuje pod postacią takiego ptaka? Co chce powiedzieć Kościołowi Swojej Córce pozwalając by tak go przedstawiała dzieciom Bożym? W moim sercu tliły się pytania do Boga. I on odpowiedział. Przedwczoraj spacerowałem po parkanie. Mnóstwo ludzi, tłumy, mnóstwo dzieci, muzyka, lody, rowery, popcorn i gołębie… sporo gołębi… one się całkiem dobrze czuja wśród ludzi. Chyba jak żadne inne zwierzęta. Szwędają się między nogami licząc na to że jakiś okruch spadnie… zauważyłem dosyć spore stadko … i małą dziewczynkę, ze 3 może 4 latka … z uśmiechem wbiegła pomiędzy ptaki … a one? One się zerwały do lotu. Wtedy zobaczyłem. Wtedy usłyszałem odpowiedź na moje pytania od dawna zadawane. Zerwały się do lotu a ona stała nadal uśmiechnięta, zadziwiona. Żaden gołąb jej nie dziobnął. Żaden. Żaden jej nie podrapał. Gołąb nie jest wrogiem człowieka. On się przed człowiekiem nie broni. Po prostu odlatuje kiedy czuje się zbyt zagrożony. Ale pomimo ataku sam nie atakuje, nie walczy z człowiekiem. Bóg nie jest wrogiem człowieka. Atakowany – odlatuje? Gołębie w locie zatoczyły niewielkie koło, i wylądowały… całkiem blisko. Dziewczyna odwróciła się i znowu wbiegła pomiędzy stado. Te znowu się zerwały i znowu krąg i lądowanie. Lądowały zawsze blisko ludzi, licząc na jakiś okruch … jakby naiwnie wierząc, że człowiek jest dobry … że stanie się dobry … że się dobrocią podzieli… Duch Święty wierzy w ludzi. Wierzy w nas. Bóg atakowany odsuwa się jakby na chwilę ale wraca. Tak szybko wraca, bo wierzy w nas. Bóg jest jakimś idealistą, jakby naiwnym marzycielem, zawsze wraca. Zawsze ląduje blisko. Czekają. Licząc, że zrodzi dobroć w człowieku. Dziewczynka „atakowała” gołębie jeszcze kilka razy, świetnie się przy tym bawiąc. Niedaleko stali rodzice. Z uśmiechem i spokojem patrzyli jak i ja na tę scenkę. Ptaki, jej nic złego nie zrobiły. Patrzę dziś w niebo. Wczoraj Duch Święty zstąpił na Kościół. Niby gołębica… Patrzę na ludzi wokół, dostrzegam dobroć, przyjaźń, miłość, oddanie. Wczoraj Duch Święty zstąpił na Kościół. Niby gołębica… i cieszę się

piątek, 7 czerwca 2019


J 3, 7-10
Wiatr wieje tam gdzie chce. Wyobraź sobie silny wiatr, bardzo silny, ale nie trąbę powietrzną. Wiatr który po prostu mocno wieje. To znaczy: zeschnięte liście leżące na ziemi zaczynają nagle tańczyć i wirować w sobie znanym kierunku. Gałązki zaczynają się przesuwać, korki od butelek zaczynają się toczyć po ziemi. Śmieci zaczynają się poruszać, wysuszać. Wszystko to przesuwa się w różnych kierunkach, różnymi drogami, mnie więcej w tym samym kierunku, ale jednak różnymi drogami. Drzewa. Duże i małe drzewa się wyginają. Ale potem odbijają z powrotem w szalonym tańcu, to znowu się wygną i tak na przemian. Ich gałęzie wyciągnięte do nieba wirują i drgają w szalonym tańcu, niby każda w tę sama stronę, a jednak inaczej, każda swoim rytmem, wytycza swoje właściwe dla niej koła inne niż poprzednie, a jednak wszystko to tworzy jakąś harmonię, ten sam kierunek. Źródłem tego ten sam Wiatr.
Wyobraź sobie ludzi podczas wichury. Często ludzie zakrywają się przed wiatrem. On szarpie ich włosami, koszulami, Zasłaniają twarz. Jego zimno ich niepokoi, boli, ochładza. A czasem masuje plecy, ramiona. Czasem ludzie lubią kiedy wieje. Wystawiają wtedy wszystkie mięśnie, ręce nogi, zamykają oczy kiedy wiatr muska ich twarz, ochładza lub ogrzewa, tuli.

To wszystko symbole. Te gałęzie, każda tańczy swoim rytmem ale wszystkie e jednym kierunku – jak matka, która stawia wymagania swoim dzieciom bo chce ich dobra, inna uważa, że trzeba je rozpieszczać bo chce ich dobra, księża potrafią być miłosierni w konfesjonale, pełni zrozumienia, empatii, współczujący, inni wymagają i karcą, jedni i drudzy szukają dobra … lekarze leczą jedni szybko i boleśnie, inni powoli, cierpliwie, jakby wolniej, jedni i drudzy chcą to robić dobrze … dla dobra swojego pacjenta... albo terapeuci od uzależnień … jedni uważają że alkoholik powinien zdobyć tożsamość alkoholika, podczas pracy z uzależnionym skupiają swoja uwagę na konsekwencjach picia chorego i zaletach abstynencji inni pracujący w innym nurcie mówią zajmujmy się tym co dobre w człowieku i wykorzystajmy to dla jego trzeźwienia? Bo on tak naprawdę jest DOBRY! … każda gałąź poruszana jest przez ten sam wiatr choć w innym kierunku … naukowcy od genetyki i sprzątaczki, astrofizycy i pracownicy zakładu utylizacji śmieci … pracują dla dobra człowieka, jak liście tańcząc swoim rytmem, jedni tu, a drudzy tam. Ostatecznie wszystkie te rzeczy dla jednego wspólnego dobra wszystkich., Jeżeli wiatr stałby się super ogromną wichurą, zaniósłby te wszystkie rzeczy w to samo miejsce... czyli wszystko zmierza do jednego celu, choć różnymi i z pozoru sprzecznymi drogami...

Trzeba nam go szukać. Trzeba pytać co z Ducha Świętego, czyli co dobrego, jest w tym czego jeszcze nie rozumiem przed czym się buntuję, co z Ducha Świętego jest w drugim człowieku …
zobaczyć Ducha oznacza zobaczyć wielkie dzieła Boże, które dokonują się w człowieku i przez człowieka, zobaczyć piękno, miłość, odwagę, bezinteresowność, twórczość, kreatywność, radość, zdolność przyznania się do winy – to tez jest zaleta i siła...

Owocem Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, dobroć, życzliwość, wierność, łagodność, opanowanie...”. (List do Galatów 5, 22)
Masz w sobie takie lub podobne cechy? To znaczy, że nosisz w sobie dary Ducha Ducha Świętego. To on mieszka w tobie. Owoce jego zamieszkiwania w tobie są widoczne. Raduj się nimi, ciesz. To Duch Święty uzdalnia cie do wszelkiego dobra. A więc także pracowitość, uczciwość, gotowość do poświeceń. Ile jest mężnych ojców i matek, którzy zapominają o sobie i wstają wcześnie rano do pracy by utrzymać swoje dzieci, ilu z nich wracając zmęczeni z pracy poświęca jeszcze czas siły uw age tym dzieciom, na zabawę, pomoc w nauce, na rozmowę. To wszystko pod natchnieniem Ducha świętego. To wszystko co często wymaga wysiłku, poświęceń, niejednokrotnie trudu wyrzeczeń, zaciśnięcia zębów, jest owocem Jego działania w człowieku. Do wszystkiego co jest znakiem miłości, dobroci, wielkoduszności, wspaniałomyślności, On uzdalnia. Zobacz jak pisze o tym św. Paweł w liście do Koryntian: „okazujemy się sługami Boga przez wszystko: przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach , więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach, przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną...”(2 Kor, 6-4-6) , a więc także odwaga. Ta która jest potrzebna by czynić dobro, znosić nie raz i trudny i wyrzeczenia, ze względu na jakieś dobro, ale także i ta odwaga by znosić zło, by się złu nie poddać, nawet przyjąć prześladowania: kpiny, wyśmiewanie, pogardę… znieść zło ze względu na Chrystusa. To wszystko są dary Ducha Świętego. Jeżeli zdarza ci się tak żyć, to nosisz w sobie owoce Ducha Świętego, On jest blisko Ciebie, mieszka w twojej duszy, jesteś Jego świątynią.

Zastanawiam się dziś. Powiem wam szczerze. Wczoraj (czyli to był piątek, przygotowywałem katechezę dla dzieciaków na temat Ducha Świętego. Wszystkie powyżej wymienione dary wymieniłem. Opisałem… a potem … wątpliwości czy ta katecheza ma sens, czy jest dobra? … czy dosyć dobra? Czy coś zmienić… A kiedy otworzyłem brewiarz by się modlić, odmawiam nieszpory i co: trafiam na tekst: „Owocem Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, dobroć, życzliwość, wierność, łagodność, opanowanie...” Bóg poprzez Kościół i Jego moidlitwe odpowiada na moje wątpliwości. Palcem pokazuje – jestem jestem czuwam… Wiatr wieje jak chce i gdzie chce … ale szum jego słyszysz… słyszysz szum… To wszystko co wyżej opisałem (prawie dwie strony) to szum… to szum który my ludzie słyszymy… Szum wiatru … echo Słowa Bożego w nas… echo naszej Bożej natury … podobieństwa Bożego i obrazu … naszej dobrej natury… prawdziwego i człowieczeństwa … tego czegoś tak pięknego w nas... „On Wam wszystko przypomni” … będziecie słyszeli Jego szum… obudzi się nie tylko wasze sumienie ale zdolność rozpoznawania Boga … pragnienie biegnięcia Jego drogami… szumu Jego nasłuchuj …

Duchu Święty Jedyny Przewodniku mojej Duszy … cóż mam ci powiedzieć? Działaj proszę Ty wiesz jak, wiesz kiedy, wiej kędy chcesz


sobota, 1 czerwca 2019


„Jeszcze chwila, a nie będziecie mnie widzieć. I znowu chwila, i ujrzycie Mnie.” Pan wstąpił do Nieba. Zanim to uczynił, zmartwychwstał. Zanim pokonał śmierć – zginął. Zanim zginął… cierpiał... długo, … o tym wszystkim mówi - „chwila”. kiedy człowiek cierpi, tak jak on cierpiał, biczowanie, droga krzyżowa, gwoździe, konanie… każda chwila wydaje się jak godzina, każda godzina, jak miesiąc… o tym wszystkich, o swoich czarnych godzinach mówi „chwila”… iluż to nas starzejących się ludzi patrzy w tył i mówi – ale to przeleciało … 30 40 50 60 70 lat – chwila – patrzę dziś do tyłu na moje życie, na tysiące rzeczy których się bałem, które wydawały się tak trudne, tak nie do przejścia... „chwila”… dziś to chwila, która już nie wróci, pokonana przez czas… pokonana przez Bożą Opatrzność… pokonana jak śmierć, której człowiek się obawia… pokonana… każda z naszych mrocznych chwil jest jak śmierć ,której się boimy, ale tak naprawdę jest jak „chwila”, któej nie należy się bać, będzie pokonana … patrzyłem dziś w niebo. Było zachwycające, dawno,tak pięknego nieba nie widziałem. Czy to przypadek? Odmówiłem pierwsze nieszpory z Uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego i poszedłem na spacer i nagle zobaczyłem – wierzcie było przepiękne – tylko przez „chwilę” dosłownie parę minut olśniewającego różowego blasku … a potem słodka szarość nadchodzącej nocy … „chwila” - noc szybko mija. Człowiek zasypia...„chwila”… a potem się budzi… ciemność mija tak szybko. „chwila” - przez chwilę Pan pokazał mi piękno nieba. Przypomniał wszystkie zwycięstwa i wszystkie porażki których tak się bałem – jednak mnie nie zabiły… „chwila” - to nie przypadek że akurat dziś mi to wszystko pokazał. Wierzę, że każdemu z nas dzisiaj mówi - „smutek wasz zamieni się w radość” … jeszcze tylko „chwila”

piątek, 24 maja 2019


Zbliża się ostatni tydzień okresu wielkanocnego. Patrzę od jakiegoś czasu na nasz Paschał. Widzę jak się kurczy. Wosk się topi. Ginie wosk, dając światło. W uszach mam piękne słowa orędzia Paschalnego: „Znamy już wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on użyczając światła, nie doznaje jednak uszczerbku,
żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Dotykają mnie te słowa bardzo mocno od jakiegoś czasu. W zasadzie od czasu kiedy tu jestem. Nigdy jeszcze tak mocno do mnie nie przemawiały. Widzę jak topnieje wosk. Świeca zostaje. Światło widzą ludzie. I sycą się nim. Czuję się jak ten wosk. Ginę, powoli. Każdego dnia ginie moja pycha. Nie mogę tu na przykład prowadzić samochodu. Z błahego powodu, trzeba wypełnić papier, którego się nie udało wcześniej wypełnić. Więc muszą mnie wszędzie wozić. To trochę jak śmierć dla osobistej dumy, człowiek jest uzależniony od innej osoby. Ginę powoli, po cichutku. Z powodu bariery języka, nie daje jeszcze rady powiedzieć wszystkiego co bym chciał, wyrazić, przekazać ten ogień, radość, poczucie humoru, współczucie, serdeczność, gniew… ginę po cichu, jak ten wosk… nie znam miasta, nie znam ludzi, nie wszystko jeszcze rozumiem, jak i co działa… wszystkiego jak zwykle muszę się uczyć od początku… znowu się uczyć… znowu od początku… W Polsce miałem to wszystko… ginę po cichu… i to jest dobre umieranie :) dobra śmierć :). Jednak świeca świeci. O tak, jasno, bardzo jasno. W moich rękach i przez moje ręce dzieją się cuda. Pan sprawuje swoje sakramenty. Przebacza, karmi chlebem życia, poi kielichem zbawienia, namaszcza na ostatnią drogę do Domu… jasny płomień… rozświeca ciemności, udzielając światła… o tak, Światło. Przez moje usta Chrystus przemawia. Widziałem to. Zobaczyłem to w ich oczach. To światło płonie, żywiąc się strugami wosku. Potrzebna była ta ofiara, niezbędna i błogosławiona, by dać komuś odrobinę światła, wierzcie mi odrobinkę, chociaż na chwilę, być mógł wykonać chociaż jeden, mały krok ku wieczności… zapłonąć chociaż na chwilę, by ktoś wykonał choć jeden mały krok ku życiu wiecznemu by choć o milimetr zbliżył się do drzwi … do Domu … po to tu jestem by dać się spalić… by ktoś chociaż przez chwilę zobaczył światło … a światło pokaże mu drogę do Domu … o tak … tak … wosk musi dać się rozpuścić. Musiałem stracić wiele, zostawić znowu, jeszcze raz, kolejny raz swoje plany i marzenia, swoje wszystko by znowu wyruszyć w drogę od nowa, by od nowa zacząć. O tak to bardzo ważne i dobre dla mnie. Tę „woskową kolumnę” zapalił „jasny płomień” „który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Jakże jestem wdzięczny dziś Kościołowi mojej Matce, że tak bardzo się trudził by utworzyć ze mnie chociaż małą część tej „cennej pochodni”. Chociaż przez chwilę. Cały Kościół jest jak ta cenna pochodnia, a jego członki, jego dzieci, spalają się jak ten wosk, użyczając światła. Na różne sposoby spalamy się: my matki i ojcowie, bracia i siostry, nauczyciele, kapłani, lekarze, policjanci, żołnierze … każdy w swojej sytuacji życiowej, na swój sposób się spalamy, użyczając komuś odrobinki światła… nadziei, siły, mądrości … miłości … by ktoś choć przez moment zobaczył światło, by jeden tylko krok wykonał w drodze do Domu … „jasny płomień” „który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Jakże jestem wdzięczny dziś Zgromadzeniu Słowa Bożego, mojej Matce, że tak bardzo się trudziła bym stał się malutką częścią tej cudownej świecy… wdzięczny moim rodzicom, katechetom, braciom, wdzięczny wszystkim w czyich oczach i sercach widziałem wiarę i przykład i miłość. Wiem, że to wszystko brzmi koszmarnym romantyzmem, ale tak właśnie dzisiaj myślę i czuję. Czuje się częścią wielkiej woskowej kolumny, Kościoła, który spala się by inni mogli zobaczyć, poczuć Zmartwychwstałego! Emmanuela!, Boga z Nami, Jezusa Chrystusa, który rozświeca dziś ciemność swoim światłem… pokazuje drogę do Domu … zbłąkanym w ciemności smutku, beznadziei … drogę do Domu … i za to jestem wdzięczny. Czyż nie dziękuje kościół każdego dnia przy tak wielu ołtarzach kiedy jakby w kółko powtarza : „dziękujemy że nas wybrałeś abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli...” dziękuje że mogę być jak ten wosk… i spalać się razem z moimi braćmi … użyczając światła w drodze do Domu :) :) :)

poniedziałek, 20 maja 2019


Dzieje Apostolskie 14, 19-28

Przeczytaj najpierw ten fragment. Przemówił dziś Pan przez niego. Paweł chodzi po miastach i umacnia swoich braci i siostry. Powtarza słowa Mistrza „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego”. Wyobraź go sobie w tej sytuacji. Jego kamienowali. Rzucali na niego dziesiątki kamieni. Rzucali, tłukli, w zęby w ręce w kolana w oczy… Wstał i zaczął powtarzać „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego”… jak On wygląda na dzień po kamienowaniu, jak wygląda na dwa dni po, jak wygląda trzy dni po … krew, rany które ledwo się goją, porozdzierana skóra, mokre gnijące bandaże, fioletowa, zielona twarz, siniaki, opuchlizny, zmiażdżone wargi, ręce dziwnie wykręcone, kuleje, dziwnie, niewyraźnie mówi … „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego” przy tym kapie mu krew z nosa… głowa boli … wszystko boli … wraca do tego samego miasta gdzie go mordowali „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego”… wraca do miast skąd przybyli jego prześladowcy „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego” … idzie tam gdzie są jego bracia, przerażeni, słabi, bracia i siostry pełni pytań, wątpliwości strachu „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego” … Wyobraź sobie moment kamienowania. Spada na ciebie ból ze wszystkich stron ale nie giniesz… jeszcze nie… twarde ciosy miażdżą ci kości, ale nie giniesz ...jeszcze… nawet nie tracisz przytomności … kamień trafia cię w oko, słyszysz dzwonienie w uszach, eksplozja bólu. przerażenie i samotności ale jeszcze nie giniesz … nie tracisz przytomności choćbyś już chciał by nadszedł ten upragniony cios, który zabierze cię w ciemność, zabierze ból i przerażenie … ale jeszcze nie nadszedł… bombardowanie twojego ciała trwa i trwa i trwa kiedy się wreszcie skończy ! „Przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa niebieskiego”… Wstał i wrócił tam gdzie go tłukli. Jego cierpienie jest i było znakiem. Kiedy go tłukli Bóg patrzył. Bóg nie nakrył go płaszczem. Nie osłonił. Nie wytrącił oprawcom kamieni z rąk. „Przez wiele ucisków trzeba WAM wejść do królestwa niebieskiego”. Paweł wstał. I poszedł dalej. I zbudował Kościół. I ocalił tak wielu. Moc Boga pokazała swoją potęgę. Zwyciężyła ból, i strach, i samotność. Moc Boża daje moc by iść dalej. I ty idź. Idź Moja siostro i bracie. Ja też idę. Pomimo bólu.

niedziela, 19 maja 2019


Wygląda jak wielka szafa. Gigantyczna szafa do której można wejść i się w niech schować. Na początku tam jest ciemno. Nikt i nic nie widzi. Można w środku zapalić światło. I zapalam. Widzą mnie wtedy ich oczy. Przytulają się do światła. Ale ja ich nie widzę. Są schowani w w ciepłym mroku. Otoczeni mgłą. Schowani. Ukryci. Wczoraj poświęciliśmy nasz nowy konfesjonał w Swobodnym. Przypomina szafę. Człowiek wchodzi do niego przynosząc ze sobą to, co kryje w sercu. Swój grzech. Poczucie winy, ból, złość na siebie. Swój płacz i swój ból. Swój krzyż i jego ciężar i swój jęk. Przychodzi by schować je w tej ciemności. I ja odpuszczam tobie grzechy … zapalam światło ...w Imię Ojca… cud zmartwychwstania … i Syna … cud przebaczenia … i Ducha Świętego … cud … Tak wielki cud Bożego Miłosierdzia. Człowiek zamyka się w ciemności tego konfesjonału, wchodzi jak Chrystus do grobu, w ciemność która otacza go ze wszystkich stron, zamyka, zatrzaskuje drzwi, lecz tam nie ma ciemności. Kiedy wchodzę ja. Zapalam z mojej strony ścianki światło. I On widzi moją twarz. I krzyż. I ciszę, która go otula. Spowiedź jest jak ta wielka szafa. Otula cię ciemność grobu Chrystusowego, do którego raz na zawsze możesz wrzucić swój upadek. Wrzucić i pogrzebać. Raz na zawsze. Wchodzisz w ciemność spowiedzi lecz mroku tam nie ma. Tam jest światło. Światło zmartwychwstania. Ukrywasz przed sprawiedliwym sędzią swoją twarz, a On pokazuje Ci swoje braterskie oblicze. Ciszą otula. Łzy ociera. Tak, nie raz je ocierał. Zmartwychwstanie jest naszym udziałem.

środa, 15 maja 2019


Miałem pisać w sobotę. Lecz Bóg wcześniej posłał swoje Słowo mi, (tak wierzę) i czuje żę ono mnie przynagla by je wypowiedzieć. Tak biada mi gdybym nie głosił Ewangelii, i czuje to „biada” czyli bardziej mocne przynaglenie, napełnia mnie ono radością siłą. Pewnością. Wierzę, że wszystkich nas Bóg chce napełnić tym samym. Cóż to za słowo?
Zaczyna się do bólu. Od poczucia porażki. Zacznę od początku. W przestrzeni publicznej ostatnio sporo zamieszania. Internet, telewizja, środki masowego przekazu aż huczą od skandalów. Wywleka się coraz to nowe „grzechy” duchowieństwa, polityków, a także innych ludzi. Zabiera to zwykłym zjadaczom chleba wiarę. Tracimy wiarę w Boga, w Kościół, w państwo, wiarę w miłość, w przyjaźń, wiarę w drugiego człowieka, wiarę w dobro, sprawiedliwość, wiarę w przyszłość. Staczamy się ciemność. Ciemność nas połyka. Dochodzą do tego nasze osobiste porażki. niedoskonałości, choroby, grzechy, brak sukcesów, bieda, nędza, kompleksy itp… tracimy wiarę w siebie w sens naszego życia. Akurat wczoraj ja doświadczyłem podobnego stanu. Porażki. Nie będę szczegółów na ten temat. Moją porażką nie jest grzech ale po prostu nie przyjęli mi papierów na pobyt tymczasowy. Tracimy wiarę. Przynajmniej na chwilę. I Bóg dał mi swoje słowo: „Przeciwnik wasz diabeł jak lew ryczący krąży, szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu.” To słowo to nie opowieść o tych „duchownych, którzy zgrzeszyli” ale o nas których to gorszy.

Te różne z sytuacje ... hartują nas. Zgorszenia są złe, tak bardzo złe, I nie ma co usprawiedliwiać ich. Mimo to nas hartuje. Choć to straszne, obleśne, obrzydliwe ale prawdziwe. Diabeł nie śpi. Jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. I to znaczy że nie tylko pożarł kogoś kto nas zgorszył. Ten cytat mówi w czasie teraźniejszym, nie przeszłym: nie „pożarł” a chce „pożreć” On teraz chce pożreć nas, pożreć zgorszeniem. pożreć utratą nadziei, pożreć smutkiem, pożreć miłość do brata potepieniem go. Pożreć byśmy porzucili nadzieje i dobrą drogę. On teraz chce pożreć nas, pożreć zgorszeniem. pożreć utrata nadziei, pożreć smutkiem, pożreć potępieniem. Pożreć byśmy porzucili nadzieje i dobrą drogę. Nie mam na myśli neo, ale drogę rozwoju duchowego. Lew ryczy: mówi w głębi serca twojego – idź i pij, idź i ćpaj…. Nie warta twoja wiara niczego, nic nie jest warta twoja nadzieja, starania, do niczego z ciebie ojciec, matka, do niczego pracownik, do niczego chrześcijanin… próbuje cię wciągnąć w myślenie o porażce jako o ostateczności, połknąć cię przerażeniem. Nie jest moim zdaniem przypadkiem, że już w pierwszej encyklice nowy papież woła (Franciszek) – Nie dajmy się okraść z nadziei. Nie dajmy się okraść z radości. Nie dajmy się okraść z miłości, przyjaźni. Nie daj się połknąć bracie mój i siostro tylko dlatego, że ktoś cię zawiódł. Nie daj się okraść tylko dlatergo że ty sam siebie zawiodłeś. Nie daj się okraść tylko dlatego, że życie nie ułożyło się znowu tak jak chciałeś. Lecz ryczący w twoim sercu szuka kolejnej ofiary. Mocni w wierze przeciwstawmy się jemu. Jak? Otrzymałem słowo. W czasie Wielkanocnym w modlitwie brewiażowej niemal codziennie Kościół otrzymuje takie słowo: „Uradowali się uczniowie, gdy ujrzeli Pana...” Tylko wtedy odzyskasz radość. Gdy zobaczysz że za tymi „porażkami” stoi potężną ręka wszechmogącego Boga. Tylko wtedy odzyskasz nadzieję i wiarę w ludzi, wiarę w siebie, wiarę w życia, wiarę w dobro, piękno, wiarę w wartości … wiarę w człowieka – jeżeli dostrzeżesz, że Bóg kieruje i tym. Że nawet nasze osobiste porażki są jakoś wpisane w jego plan. I Kościół przez swoje porażki, w i ty przez Twoje porażki przechodzisz jak złoto przez ogień… piękniejszy, czystszy, mocniejszy… ja doświadczył tego nie raz, nie dwa, dziesiątki razy. Zaufaj Mi, więc co mówię. Dziś dziękuję Bogu za niejedną moją „porażkę” za niejeden problem który nie rozwiązał się tak jakbym chciał. Nie byłbym tym kim jestem dziś. Nie czułbym się tak dumny z siebie dziś jeśli by Bóg nie przeczołgał by mnie przez swój ogień tak wiele razy. O jak bardzo wdzięczny mu jestem. Choć rzucałem w niebo kamieniami. Jak bardzo wdzięczny jestem. Kiedy przestałem rzucać w niebo kamieniami? „Uradowali się uczniowie, gdy ujrzeli Pana...” - kiedy zobaczyłem Pana…. Kiedy zobaczyłem Boży sens moich porażek. To jest mój dowód na zmartwychwstanie Chrystusa. On żyje. I wyprowadził mnie z niejednego gardła lwa w które wpadłem, z nie jednej ciemn0ości wyprowadził. Dlatego ja nie piję, nie ćpam, dlatego się uśmiecham. Dlatego przyjąłem nie jedna porażkę. Dlatego trwam. Dlatego czuje że to Boże słowo przynagla mnie bym opowiedział o tym co widziałem. „Uradowali się uczniowie, gdy ujrzeli Pana...” Z Bogiem kochani :)

piątek, 10 maja 2019


J 10, 27-30
Wczoraj wiał silny wiatr. Ciepły, wiosenny, mocny. Zobaczyłem jak Bóg słucha moich modlitw. Chodziłem po mieście. Najpierw wzdłuż rzeki. Wołałem do Pana. „Ja jestem dobrym pasterzem… moje owce idą za mną...ja daję im życie...” co to znaczy?! od kilku dni próbowałem we własnej głowie wykrzesać coś nowego z tych słów. Coś … coś twórczego, mądrego … wysoko sobie poprzeczkę postawiłem… od kilku dni było zimno, szaro, trochę ponuro…MIałem wrażenie że od tego chłodu zaczynam chorować. Wczoraj wiał silny wiatr. Ciepły, wiosenny, słońce święciło mi w twarz… rozmawiałem z Duchem Świętym i nie wiem jak, nie umiem tego wytłumaczyć, czułem Jego obecność, czułem że słucha… Co chcesz powiedzieć Panie przez słowa tej Ewangelii … Chodziłem po mieście. Widziałem jak słońce przepędza chłód… ciepły wiatr rozmiótł szare chmury, rozlał się przede mną błękit…Zmierzałem do centrum. Po przeciwnej stronie drogi szedł człowiek, uśmiechnięty, radość miał w oczach. Przyciągnął moją uwagę. Nie wiem dlaczego. Wokół było sporo innych osób. Zatrzymało mnie czerwone światło na skrzyżowaniu. Warkot silników, kurz wyrzucony w powietrze przez stada startujących samochodów… musiałem przejść na druga stronę… „Ja jestem dobrym pasterzem… moje owce idą za mną...ja daję im życie...” co to znaczy?! Z zamyślenia wyrwał mnie głos tego młodego człowieka. Ku mojemu zdziwieniu nagle odwrócił się do mnie… „Przewodnik! Ten kto pokazuje miasto, ten kto pokazuje drogę.” Przez chwilę zapomniałem, że czekam na zielone światło. „Że, że, że co?” Młody człowiek wyciągnął z kieszeni banknot 1000 rubli. Zauważyłem dumę w na jego twarzy. Dumę i radość. Uderzył mnie ciepły wiatr. Zdjąłem sweter słuchając jego opowieści: „Warto podjąć się zadania przewodnika. Pomożesz podróżnikowi, turyście, choć go nie znasz, miasto pokarzesz, drogę dzięki Tobie znajdzie, nie zagubi się, skorzysta… i pięknie ci podziękuje… w promieniach słońca zaświecił błękit banknotu wartego 1000 rubli…„Ja jestem dobrym pasterzem… moje owce idą za mną...ja daję im życie...” Przewodnik. To dosyć proste. Chrystus pasterz jest jak przewodnik. A życie jak podróż. Często człowiek nie wie dokąd tak naprawdę zmierza. Przychodzi na ten świat, jak podróżnik, który przybywa do nieznajomego miasta. Nie wie co go tam czeka. Nie wie dokąd warto zajrzeć, co zobaczyć, nie wie gdzie lepiej nie zachodzić. Potrzebuje przewodnika. Pasterza. Kogoś kto zna drogę. I zna cel. Kogoś kto zna, wie kiedy, gdzie i po co. I jaka będzie cena. Przychodzimy na ten świat i wszystkiego, wszystkiego dosłownie musimy się uczyć. I zawsze potrzebujemy przewodnika. Który zna wszystkie miejsca i czasy. Zna drogę i zna cel. Zna pułapki. Zna moje granice, możliwości potrzeby. Wiem to od lat. Wiedziałem. Czy aby na pewno? W ten pochmurny tydzień Pan pokazał mi to raz jeszcze. Przewodnik nam potrzebny. Przewodnik mi potrzebny. Mam Przewodnika. Mam Przyjaciela. Każdy mój krok przez Niego jest przemyślany. Każde moje pobłądzenie wpisuje się w naszą wspólną drogę. W moją i Jego drogę. Jeszcze raz mi o tym przypomniał, wczoraj, kiedy wiał ciepły wiatr. Tak za nim tęskniłem. Duchu Święty Jedyny Przewodniku mojej duszy … Ty wiesz… Ty wiesz :)

piątek, 3 maja 2019


J 21, 1-19

Ognisko, zapach pieczonej ryby, chleba,...cisza. Wiatr we włosach, i i spokojny uśmiech. Czekał na nich. Czekał na Piotra, kiedy wróci. Wyszedł Piotr ociekając zimną wodą. Poznał wcześniej, że był nagi… jak Adam, tuż po grzechu, poznał że jest nagi… Bóg go przyodział… Bóg przygotował śniadanie dla Piotra… Poznał Piotr, że to dla Niego… poznał, poczuł zapach, wezwanie… ale nie o rybę tu chodziło… tęsknił… Pomimo tego, że był na środku jeziora nie chciał ani minuty dłużej pozostawać bez swojego Pana… rzucił się w wodę ...każ mi przyjść po wodzie… nie czekał na kolejne wezwanie…. Od razu pobiegł… przez wody… przez śmierć…. Pomimo tego że poznał że jest nagi… pomimo tego że że zdradził… pobiegł przez wody śmierci… bo poczuł…. Nie chciał dłużej czekać… Piotr jest tym który uwierzył w Miłosierdzie Boże, uwierzył w przyjaźń Boga z nami… uwierzył w Jezusa, który jest dowodem przyjaźni Boga z nami. Do śniadania zasiada się tylko z bliską osobą, z kimś bardzo ważnym, to bardzo osobiste niemal intymne spotkanie… Piotr pokonał swój grzech, jeszcze zanim usłyszał o przebaczeniu, uwierzył wbrew nadziei… poszedł po wodach śmierci…wyruszył na jezioro by łowić ryby, choć trzy lata wcześniej usłyszał – ludzi będziesz łowił… On walczył… walczył o swoje powołanie… Jego Przyjaciel … Jego Przyjaciel zawalczył o Niego… po przyszedł nad brzeg jeziora, by raz jeszcze go powołać… by przygotować dla Niego śniadanie...
jakże ważne jest nasze śniadanie Wielkanocne, jakże piękne jest. To zapowiedź i początek owego pięknego śniadania w Domu Ojca, które nie będzie miało końca… czujesz Go? Zapach gorącej kawy, która tam na Ciebie czeka? Tęsknisz za tym Jego pięknym ogrodem, gdzie jest ławeczka w cieniu dla Ciebie? Marzysz i o spotkaniu przy wodospadzie … o czekoladzie, lodach, o podmuchu wiatru we włosach…. O śpiewie rajskich ptaków? Czy ciągle jeszcze się gdzieś spieszysz? Czy ciągle jeszcze walczysz? Jak wyobrażasz sobie niebo?
Tam się znowu spotkamy. Tam się znowu nawzajem przytulimy. Tam wszystko sobie przebaczymy. Zaśpiewamy przy ognisku, przy blasku gwiazd, przy szumie potoków, zawtórują nam lasy. Zatańczymy… będziemy tańczyć do upadłego... aż tchu nam zabraknie… Nie! Nie zabraknie nam tchu! ...jakże ważne jest nasze śniadanie Wielkanocne, jakże piękne jest…. Jakże ważne by jest by teraz świętować… jakże ważne jest by teraz tęsknic… by teraz uwierzyć jak Piotr w Boże Miłosierdzie… w Przyjaźń … w Jezusa… dowód Przyjaźni Boga …

piątek, 26 kwietnia 2019


Dzisiaj spotkałem kobietę, która próbowała mi sprzedać książkę na temat Jogi. „Wszyscy tego potrzebują… wszyscy, zwłaszcza w takich czasach...” -próbowała mnie przekonać. Wziąłem mój krzyżyk w dłoń. Zdziwiła się. „Ty chodzisz do kościoła”? Pokazałem jej jeszcze wyraźniej. Może i bym potrzebował Jogi, gdyby nie On. Tylko On jest mi dzisiaj potrzebny. Tylko ten kto ocalił moje życie, i duszę i wieczność. Tylko On. Nikt i nic więcej. Tak też powiedziałem świadkom Jehowy, których spotkałem wczoraj. On otwarł mi bramy życia wiecznego. Moi rozmówcy zdziwili się. Uśmiechnęli. Miałem wrażenie, że oczy im zaświeciły. Widziałem uśmiech. Życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego. Poszliśmy, każdy w swoja stronę. „pobłogosław Mnie” - prosiła na koniec rozmowy zwolenniczka jogi. Pobłogosław, aby moja wiara była tak silna jak twoja… czy ona coś zobaczyła? Czy coś poczuła? Czy to tylko taka forma uprzejmości? Kiedy mnie zaczepiła akurat odmawiałem różaniec, tajemnice zmartwychwstania pańskiego. Myślałem o tym jak apostołowie siedzą zamknięci w swoich czterech ścianach, czekając… sami nie wiedza na co. Ich Chrystus przecież umarł… czekają sami nie wiedzą na co… Byli chyba trochę jak ta kobieta od jogi. Zamknięta w swoim poszukiwaniu szczęścia. Czekała na swojego Chrystusa, na tego kto da jej szczęście...”wszyscy tego dziś potrzebują...” Może po prostu chciała mi sprzedać książkę by zarobić. A więc szukała szczęścia we pieniądzach? To był jej Chrystus? Nie wiem. Tak to jest chyba w naszym życiu. Człowiek nie może poradzić sobie sam ze sobą. To ziemskie życie go przerasta. Szuka szczęścia, nosi w sobie głód, ból, tyle pragnień…. Budujemy sobie plany na nasze życie i próbujemy się sami przekonać że dadzą nam szczęście, że zaspokoją pragnienia. I zamykamy się w tych planach naszych jak apostołowie w wieczerniku, czekali, drzwi trzymali mocno zamknięte. A gdy wszystko wymyka się spod kontroli… „wszyscy tego potrzebują” - przekonywała – bo co?... bo wszystkim wymyka się życie spod kontroli? Człowiek nie może poradzić sobie sam ze sobą. To co w nim boskie, to co w nim zostało tego „obrazu i podobieństwa Bożego” zmusza go do poszukiwań, wywołuje głód, tęsknotę, przyzywa go… Mi Joga nie potrzebna…-odpowiedziałem Tylko ON – prawdziwy Chrystus, samo życie mi potrzebny, bo On jest samym  życiem i światłością duszy. Przychodzi mimo drzwi zamkniętych. Mimo planów które sobie zbudowaliśmy na życie, mimo porażek, mimo sukcesów, które odnieśliśmy w naszych planach i życiu, przychodzi, aby przynieść wieczność. I być może dlatego czasem chorujemy, tak nagle, tak nagle wali się wiele rzeczy, bo przychodzi mimo sukcesów, podeptać nasze sukcesy, gdyż nie niosą one w sobie życia wiecznego. I być może dlatego kazał mi opuścić Białystok i Polskę, odrzucić sukcesy, stać się na nowo małym, niezauważalnym, przyszedł pomimo moich planów, przyniósł raz jeszcze prawdziwe życie. Samego siebie i Swój plan na moje życie. Tylko Jego dziś potrzebuję. Tak jej odpowiedziałem. Miałem wrażenie że zaświeciły się jej oczy. Świeciło słońce. Tylko On mi potrzebny. Mam w sobie dziś pokój. Mam w sobie dziś wdzięczność. Bo wierzę, że mam w sobie dziś wieczność! Nie ma m głodu. Bóg jest z Nami. Pokój Wam drodzy przyjaciele Moi :)

niedziela, 21 kwietnia 2019


UWAGA jeszcze raz to samo tylko bez błeędów... tak to jest jak sie człwiek śpieszy... ehhh :)


22.04.2019 Poniedziałek Wielkanocny
Dobry Bóg się pośpieszył. Zadziałał tak szybko. Działał kiedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Już wiem po co tu jestem. Już wiem co mam tu robić. Zacznę od początku. Od dzisiejszego słowa: "Powiedzcie moim braciom, niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą..." Kiedy pójdziesz w drogę , na która Bóg Cie wysyła zobaczysz Go. Zobaczysz wielkie dzieła Boże. Wyjdź z Jerozolimy, z wielkiego Bożego i świętego miasta i idź do Galilei (Galilea pogan) i tam, w tym miejscu zobaczysz obecność Zmartwychwstałego, wielkie dział Boże... zanim tu przyjechałem poproszono mnie bym przywiózł ze sobą PASCHAŁ ! symbol zmartwychwstałego. Wiozłem go w walizce z Polski do Błagowieszczeńska, wyszedłem by go tu przywieść. Kiedy byłem już nie miejscu poproszono mnie bym odprawił triduum paschalne jeszcze 150 kilometrów dalej w miejscowości "Swobodnyj" tam pojechałem razem z Paschałem, tam po poświęciłem tam nim uświęcił Bóg wodę, tam miał miejsce w Wielką sobotę chrzest czwórki dzieci w wieku 10-12 lat ! Na liturgii paschalnej było około 20 dzieci i tylko kilku dorosłych! To była dziecięca Pascha ! Wydarzenie liturgiczne, wydarzenie zbawcze kiedy wszyscy stajemy "dziećmi Boga" Bóg pokazał mi namacalnie przyprowadzając mi "parafian": dzieci! Co więcej: Wydarzenie liturgiczne, wydarzenie zbawcze kiedy wszyscy przechodzimy z ciemności do światła, z niewiary do wiary, z pogaństwa do wiary, ze śmierci do życia Bóg pokazał mi namacalnie przyprowadzając czworo dzieci: nieochrzczonych, które przyjęły chrzest... czworo - bo cztery se Ewangelię ! Może i i przesadzam, nie wiem. Bóg to wie. Staram się czytać Jego znaki.
Mam tu dużo pracy. Widzę ogromne potrzeby.
Kolejne słowo dziś" Witajcie" mówi do kilku niewiast: do zaledwie trzech kobiet, które staja się pierwszymi świadkami. To tylko trzy kobiety. Zaraz po nich opowieść o faryzeuszach i o żołnierzach Rzymu, mnóstwo ludzi, silnych, męższczyzn żołnierzy, silnych, i faryzeuszy autorytetów, którzy "świadczą" że zmartwychwstanie jest kłamstwem, niego nie było, walczą z Bogiem. A Bóg wybiera sobie tylko parę kobiet , nikogo więcej. I wygrywa. 2000 lat chrześcijaństwa, na całym świecie. Bóg wybiera słabość, małą liczbę by pokazać swoją wielkość, bo On sam chce działać. Zobaczyłem To! W 2010 roku kiedy byłem w "Swobodnym" tam było tylko kilka starszych kobiet... dziś kilkadziesiąt dzieci ! Bóg swoją potęgę okazał. ... "Niech idą do Galilei, TAM Mnie zobaczą ..."