Uroczystości dobiegły końca. Płomień tańczył jeszcze przez chwilę na
króciutkim, szarym knotku. Zanim go zdmuchnięto, przez chwilę jeszcze
przeglądał się jak w lustrze, podziwiając swój blask, odbijający się w
pozłacanej szacie relikwiarza. A potem zgasł. Zniknął jego blask. Oczy nie
mogły już radować się jego światłem. A serce…? Ktoś ciągle wpatrywał się w
relikwiarz. Niech mi ksiądz znajdzie
jakąś książkę. O Nim. Na początku nie zrozumiałem. Chcę o Nim więcej poczytać.
Starszy Pan wyglądał na zamyślonego. Jakby spoglądał w głąb swojego serca,
jakby szukając tam zaginionego blasku, tego promyczka…. Gdyby nie On. Kto? Starosta
naszej parafii nie od razu odpowiedział - Jan Paweł II, przecież to od Niego
wszystko się zaczęło. Chciałbym znowu usłyszeć Jego słowa. Starszy Pan miał
rację. W jakimś sensie to od Niego
wszystko się zaczęło. 25 lat temu. Od zwykłego listu. „Czcigodny Ojcze Święty…”
starszy Pan wpatrywał się w pozłacany przedmiot, podobny do krzyża, wracał
myślami do przeszłości: „Czcigodny Ojcze Święty…zwracam się do Ciebie jako
prosty katolik …” Nasza kaplica
napełniała się ciszą. Parafianie wyszli towarzysząc przybyłemu niedawno biskupowi.
Z pobliskiej salki dobiegały głosy biegających dzieci. Biskup przybył, by razem
z nami świętować jubileusz… To było 25 lat temu. Zaczęło się od listu: „Czcigodny Ojcze Święty…zwracam się do Ciebie
jako prosty katolik …z Syberii, dokąd byli zesłani moi rodzice… moja Mama. Ona
do ostatniej minuty szczerze wierzyła w Boga”. Do ostatniej minuty. Kiedy
skończył się nasz jubileusz, 25 lecia parafii w Błagowieszczeńsku, kiedy biskup
wyjechał, pozostały w ciszy naszej kaplicy jego słowa… i dar: milczący znak.
Starszy Pan wpatrywał się w relikwie Jana Pawła II. Chciałbym o Nim więcej się
dowiedzieć. Spojrzałem na pozłacany krzyż, w sercu którego spoczywała milcząca
obecność świętego papieża…”Nie lękajcie się!” Jego słowa porywały wielu, kazały dzielić się nadzieją…
kazały kochać … jego modlitwa, wzywała…
do modlitwy i do zaufania… Jego cierpienie … On do ostatniej minuty ufał… Spojrzałem
na naszego starostę, człowieka który 25 lat temu pisał: „Ojcze święty… po
śmierci mojej Matki obiecałem sobie i jej: „zebrać w jedno przestraszonych
ludzi … obiecałem… tchnąć w nich nadzieję i siłę ducha… obiecałem … odrodzić katolicką parafię na tych
ziemiach… płomień zatańczył znowu … zostawił swój blask w sercu… Szara twarz
mężczyzny zajaśniała czymś tak ciepłym, tak delikatnym,. Ćwierć wieku temu
zebrał w jedną grupę kilkunastu ludzi, pisał do biskupa, pisał do księży …
walczył… jak płomień, który broni się, by go nie zdmuchnęli. Zmagał się … jak
płomień, który tańczy na świecy, oddając swój blask, tym którzy patrzą. „Ojcze
święty … w moich żyłach płynie …” w Jego żyłach płynie jej krew. Ale nie o krew
tu chodzi. Zobaczyłem, że w jego sercu, płonie jakby ten sam ogień, który rozpalał ją. „Przykład mojej mamy to był fundament. Mama
dawała nam wszystkim siłę. Nam, jej dzieciom, katecheza nie wiele mogła dać.
Ale świadectwo jej wiary! Widziałem jej twarz kiedy wstawała z kolan, widziałem
jej hart ducha… wszystkie kłopoty, wszystkie kłótnie, spory, trudności… ona
była jakby ponad to! Kiedy wstawała w kolan jakiś duch z niej spływał na nas.
Ona po prostu czerpała z modlitwy. Czerpała siłę.” Spojrzałem na obraz papieża
Polaka. Dał siłę tak wielu. Nie lękajcie się! Pamiętam te słowa. Pamiętam i
blask płomyka, który odbijał się jasnym światłem na delikatnych krawędziach relikwiarza. „Otwórzcie
drzwi…” Słyszeliśmy ten głos. Ludzkie usta go wyrzekły. Blask zobaczyliśmy,
blask dotknął naszych serc. Ale to nie relikwiarz był źródłem światła.
On tylko odbijał jasny płomień. Płomień, który
tańczył., płomień, który dzielił się swoim pięknym blaskiem, płomień, który
zapalał. Ogrzewał. On ciemność rozpraszał. Starszy pan także patrzył. W głąb
swojego serca. Widział palce swojej mamy, różaniec w jej dłoniach, słyszał. Jej
słowa. To nie ona była siłą. Nie ona była światłem. „Kiedy wstawała z kolan, od
modlitwy, jej twarz, zdawała się świecić. Nie musiała uczyć nas modlitwy. Ona
po prostu się modliła.” Odbijała światło. Jak relikwiarz. Przed którym igra
jasny płomień. Jak pozłacany relikwiarz, który karmi się ciepłem tańczącego
płomienia. Starszy pan z dumą pokazał jej zdjęcie. Ona dała mu siłę. Kiedy
klęczała, uczyła jak żyć… kiedy klęczała, uczyła jak dalej iść… kiedy klęczała,
kiedy się modliła… dawała siłę… płomień rozpraszał mrok… cisza…. Cisza
zamieszkała w sercu… zdławiła krzyk… i ból … „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi
Chrystusowi!” Uczył nas papież jak żyć. „Nie lękajcie się” Uczył nas jak mamy
dalej iść. Ludzie wiary. Ludzie, którzy nie boją się klęczeć. Którzy mają siłę
by klęczeć. Odwagę, by ufać. Ludzie wiary. Ludzie, który widzą blask. Światło,
które rozprasza gęstą ciemność. Ona chce zamknąć oczy. Tak abyśmy nie widzieli.
Nie zobaczyli, tego który obok stoi. Tego, który obok idzie, który płacze.
Tego, który obok się modli. Blask zapłonął w sercu mężczyzny. 25 lat temu
postanowił napisać. „Czcigodny Ojcze święty… pamiętam słowa, które powiedziałeś
w Gnieźnie w 1979 r.: „ pragniemy prosić gorąco naszych braci, którzy są
wyrazicielami tradycji wschodniego chrześcijaństwa, ażeby pamiętali na słowa
Apostoła: ,,Jedna wiara, jeden... chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich.
Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por. Ef 4, 5-6). Ażeby o tym pamiętali.,.
w dobie szukania nowej jedności chrześcijan…” – my, katolicy na dalekim
wschodzie, staramy się o tym pamiętać…” Światło. Ono pozwala zobaczyć tego,
który stoi obok. Wtedy wyciągniesz do niego rękę. Zobaczysz: jedna wiara – choć
tak wiele sposobów modlitwy… jeden chrzest … otwiera wiele dróg, daje początek,
wielu ścieżkom… Jeden Bóg i Ojciec wszystkich… „ Katolicy z Błagowieszczeńska
walczyli, jak ten płomień, walczy z ciemnością. Chcieli pamiętać… Jeden Bóg i
Ojciec wszystkich – nie pozwolić zdławić się ciemności. Widzieć. Ciągle
dostrzegać tego który stoi obok. Ciągle dostrzegać, tych którzy idą obok. Jeden
chrzest – choć tak wiele dróg, jedna wiara… choć modlimy się inaczej…. Jeden
Bóg i Ojciec … Ojciec … Ojciec jest tylko jeden. Bo światło jest tylko jedno.
Ale ono się odbija w tak wielu naczyniach. Ono ma moc płonąć na tak wielu
świecach, ono ma moc rozjaśniać wiele pomieszczeń, ogrzewać wiele serc. Ono ma
moc każdemu człowiekowi oświecić drogę, pokazać ścieżkę. Bezpiecznymi i pewnymi
uczynić jego kroki. Jeden Bóg i Ojciec
wszystkich… Starszy Pan ciągle wpatrywał się w relikwiarz. Niech mi ksiądz znajdzie jakąś książkę. O
Nim. Na początku nie zrozumiałem. Chcę o Nim więcej poczytać. Czyż nie każdy z
nas szuka Tego światła? Ono odbija się na tak wielu naczyniach: . „Kiedy Mama
wstawała z kolan, od modlitwy, jej twarz, zdawała się świecić. Nie musiała
uczyć nas modlitwy. Ona po prostu się modliła.” Blask wzywa by go szukać znowu:
- „Jan Paweł II, przecież to od Niego wszystko się zaczęło. Chciałbym znowu
usłyszeć Jego słowa.” Czyż nie Boga czujemy, kiedy widzimy piękno człowieka.
Czyż nie Bogiem się karmimy, kiedy czerpiemy moc ze słów człowieka. Czyż nie
Bożej miłości poszukujemy, szukając przebaczenia i pokoju… Jeden Bóg i Ojciec
wszystkich… Światło, które zobaczył nasz starosta w modlitwie swojej Matki …
Jedna wiara, jeden chrzest … światło, którego zajaśniało w Gnieźnie w 1979 r…
„pamiętajcie na słowa apostoła” … światło otwarło nową drogę: „Czcigodny Ojcze
Święty… ” pokazało nowe ścieżki „U nas, katolików w Błagowieszczeńsku,…”
otwarło oczy i pokazało, tych którzy idą obok : „Czcigodny Ojcze Święty… U nas,
katolików w Błagowieszczeńsku bardzo pomyślnie układają się relacje z
prawosławnymi, zwłaszcza z duchowieństwem. Razem świętowaliśmy rocznice
założenia naszego miasta…” Uroczystości dobiegły końca. Starszy pan zamknął
oczy. Zgasł płomień świecy. Cisza przycupnęła na krzesełku obok niego… Cisza
otwarła usta w modlitwie. Napełniła serce modlitwą. Zaprosiła Boga by znowu
zamieszkał w duszy. Cisza, dotknęła pamięć wspomnieniem. Cisza, chciała raz
jeszcze zapalić dawny płomień. Cisza, raz jeszcze chciała posłać w drogę. W
nieznaną drogę. I jak przed laty chciała napełnić serce odwagą i miłością: „Czcigodny Ojcze Święty…” wracały słowa nakreślone przed wielu laty:
słowa zrodzone z płomienia, który zapalił się w sercu: … „Czcigodny Ojcze Święty… proszę wybaczyć
moją śmiałość … ” Ogień zrodził blask … jego światło zrodziło miłość… ona dała
początek pragnieniom… one kazały się modlić… modlitwa wybłagała siłę … siła
zrodziła odwagę by działać, … „Czcigodny
Ojcze Święty…… proszę wybaczyć moją śmiałość …” by podać rękę tym, którzy idą obok, by pomóc
„ Zwracam się z prośbą do Waszej Świątobliwości o pomoc w wybudowaniu naszym
braciom prawosławnym ich Cerkwi tutaj w Błagowieszczeńsku…”
Uroczystości dobiegły końca. Cisza
znowu zamieszkała w kątach kaplicy. Wpatrywała się relikwie Jana Pawła II. Dar
biskupa na 25 lecie parafii. Czcigodny Ojciec Święty przybył tam, gdzie przed
laty napisano list, tam gdzie, chrześcijanie szukają nowych dróg jedności, tam
gdzie Bóg zapalił kolejne światło. Starszy
Pan jakiś czas później wyszedł z kaplicy niosąc w ręku książkę. Na jej okładce
widniały słowa: „Szukałem was, i przyszliście do Mnie” . Czyż Bóg nie pragnie
kolejny raz rozpalić jakieś serce?