wtorek, 19 listopada 2019


Łk 19, 11-28
Przeczytaj proszę najpierw ten tekst
Król wyjechał. Zostawił kilku swoich sług by „zarabiali”. Zostawił im swoje pieniądze. I wyjechał. Zostali sami. Króla wielu w tym państwie nie lubiło. Nienawidzili Go. Chcieli go usunąć. Król wyjechał, oni z 0 by odniosło pożytek z tego że on wstąpi na swój tron. Kiedy Przyjdzie Pan Prawdy – to wielu, którzy żyją według Prawdy odniesie pożytek, wielu, którzy żyja według miłości odniesie pożytek, kiedy Pan miłości zakróluje, wielu którzy żyją według odpowiedzialności, uczciwości, piękna – to kiedy Pan tego wszystkiego zakróluje, to będzie ich królestwo Oni mają zarabiać i czekać aż Król wróci :). To jest by jego przyjście było radością dla wielu. Ale oni póki co są otoczeni przez jego „wrogów”. Czasy zmagania. Czasy prześladowań. Czasy dawania odważnego świadectwa. Pokusa zawinięcia tego dobra w chustę ukrycia swego chrześcijaństwa, przynależności do Kościoła jest olbrzymia. Co nas pociesz? Przypowieść zapowiada i ogłasza Jego powrót. Powrót i zwycięstwo nad wrogami
ostali. Zostali sami, otoczeni ludźmi, którzy nienawidzili ich Pana. Zostawił im zadania – zarabiajcie moimi pieniędzmi. Sprawicie by moje pieniądze w tym państwie były używane, by poszły w obrót, by wielu ludzi zaczęło używać „moje pieniądze” by korzystało z „mojego bogactwa”. Ci słudzy są obrazem ludzi wierzących. Chrystus wstąpił na niebiosa. Powiedział – puście w obrót moje bogactwo – moje słowo, moje sakramenty, moja miłość, prawdę, nadzieję, moja naukę. Zarabiajcie nimi. Sprawić by wielu z tych , którzy mnie nienawidzą, lub niezdecydowanych, by korzystali z mojego bogactwa. Oni są obrazem Kościoła w jego misji, niesienia ludziom Chrystusowego bogactwa – przebaczenia, nadziei, życia wiecznego, uczciwości, poświecenia, ofiarności, odpowiedzialności, rezygnacji z egoizmu, kłamstwa, obłudy, masek… sprawcie by te dobra były używane przez ludzi. To jest by wielu ludzi faktycznie „zarobiło” na bogctwie które przyszły Król zostawił

niedziela, 17 listopada 2019


Łk 18, 35-43

Podziwiam osoby niewidome. Ile muszą się wewnętrznej siły. I ciągle muszą ufać. W wielu sytuacjach zależni od osób, które im pomagają. Muszą zaufać. Niełatwo jest zaufać człowiekowi, Skoro Bogu tak trudno nieraz w pełni zaufać, co dopiero mówić o człowieku, w którego ręce składamy nasz los. A właśnie los. Los osoby niewidomej jest podobny do losu człowieka, który popadł w tarapaty. Potrzebuje pomocnej reki. Zobaczcie, np. choroba uczy nas ufać lekarzom, pielęgniarkom…. Zepsuty samochód uczy ufać mechanikom, dom, który trzeba remontować uczy ufać fachowcom od budowlanki itp… cierpienie które nas spotyka wiedzie nas do poszukiwania człowieka, do wiary w jego dobro, w jego ciepło, w jego szczerość, profesjonalizm, serdeczność, bezinteresowność. Uczymy się wierzyć ludziom. Wbrew temu co uczy nas grzech, , który zamyka na człowieka, każe broniąc się przed nim, każe się zbroić, cierpienia stawia nas w zależność od człowieka. Ja aktualnie jestem w trakcie dwóch remontów. W dwóch naszych parafiach jednocześnie odbywają się dwa remonty. Taka sytuacja. Muszę zaufać. Zaufać tym ludziom, którzy się za te robotę zabrali. Zaufać, że wystarczy im uczciwości, profesjonalizmu, że mi wystarczy pieniędzy, moim współbraciom cierpliwości. Bóg przeprowadza nas przez najróżniejsze sytuacje życiowe, uczy ufać ludziom. Niewidomego do Jezusa przyprowadzono – najpierw musiał on zaufać ludziom, jego uczniom… a oni – kiedy go prowadzili, na ile delikatności musieli się zdobyć na ile czuli, jak ważne zadania wypełniają, jak odpowiedzialne, los człowieka, cała jego nadzieja w ich rękach… mechaniku, kiedy ktoś przywozi ci samochód, to jego nadzieja w twoich rękach … tak będzie w niebie, Bóg nam pokażę ile zrobiliśmy dla drugich a ile oni dla mnie… będziemy wszyscy sobie w pełni ufać… w pełni… żadnych barier, żadnego strachu przed człowiekiem, żadnego zbrojenia się przed nim… Niebo, tam będzie taka Przyjaźń… takie zaufanie :)

wtorek, 5 listopada 2019


Łk 19, 1-10

Chrystus przybywa do Jerycha. Do miasta, które Bóg kazał Mojżeszowi zburzyć. Miasto przeklęte. Miasto grzechu. Miasto zła, ciemności, śmierci. Dlatego miało zniknąć. Bóg nie chce zła. W czasach największego odstępstwa do Boga zostaje ono wzniesione na nowo. Właśnie tu przybywa Chrystus, jakby do centrum zła. Tu spotyka Zacheusza. Ten jest szefem celników. Celnicy, kolaboranci, współpracownicy Rzymskich okupantów. Z nich Rzymianie ściągali podatki, a oni z kolei mieli prawo ściągać sobie ze swoich rodaków. Tak więc Zacheusz był czymś w rodzaju urzędu podatkowego. Szefem lokalnej mafii, to on decydował kto ile i kiedy ma płacić. On miał wpływ na to jakie będą ceny towarów dzisiaj, kto i dlaczego dziś nie zarobi, a kto będzie miał na chleb. Ty mi się podobasz, więc nie zapłacisz, Ciebie nie lubię,. Ogolę cię do cna...Był szefem celników. A więc miał za sobą grupę „karków” którzy uspokajali wszystkich niezdecydowanych na płacenie. I to wszystko w majestacie prawa… I oto przybywa Chrystus… czyż nie było tam w ludziach nadziei że się coś wreszcie zmieni??? Ale Zacheusz się nie boi, owego przybywającego Sprawiedliwego Cudotwórcy, Proroka. Wręcz przeciwnie. On chce go spotkać. Dlaczego? Dlaczego ten niby tak bezduszny człowiek chce się spotkać z kimś dobrym, sprawiedliwym? Św Łukasz, który był zresztą lekarzem, opisał Zacheusza jako człowieka „niskiego wzrostu”. Może delikatnie chciał powiedzieć, bardzo grzecznie i z wielkim szacunkiem, że Zacheusz urodził się jako ktoś kogo czasem my w potocznym języku, w obraźliwy sposób nazywamy „karłem”. Taki człowiek często już od dzieciństwa może bardzo cierpieć. Albo może Św. Łukasz mówiąc „niskiego wzrostu” chciał powiedzieć że Zacheusz był słabszy niż inni, niezbyt przystojny, w czymś gorszy. On cierpiał I cierpi nadal. On od lat wysłuchiwał różne teksty na swój temat, komentarze, wyśmiewali go, obrażali, poniżali. Ktoś „inny” gorszy, śmieszny, mały, słaby … słowem odtrącony, poniżony, od początku na marginesie... co dzieje się w sercu takiego człowieka: „ja im pokaże, udowodnię im że się mylą. Udowodnię że jestem kimś, że mam swoja wartość, zmuszę ich by przeprosili!!!!” Czyż mu się nie udało? Znalazł sposób. Teraz pewnie żałują. Pokazał im kto tu jest słabszy! Ale on nadal cierpi. Rany, zapadają głęboko w serce. On jest samotny. „Z powodu tłumu nie mógł zobaczyć Jezusa,” sam próbuje się przedostać przez tłum, on jest nadal samotny. Nadal odtrącony, chociaż już jest „na fali” to jednak ciągle „malutki”. I oto przybywa Chrystus… czyż nie było tam w Zacheuszu nadziei że się coś wreszcie zmieni??? Oto przybywa prorok. Cudotwórca. Mąż Boży. Święty Sędzia. Podatnicy oczekują, że ten który złe duchy z ludzi wygania, temu który faryzeuszom obłudę wytyka, że przybędzie i powie: „Zacheuszu, przeproś, padnij na kolana przed ludem, oddaj pieniądze… liczą na to że ogień z nieba ów prorok ściągnie z nieba na okrutnika i trupem go położy i całą jego szajkę … A na co liczy Zacheusz? Czyż nie na to samo? Że weźmie Jego stronę . .. że wytknie im ich okrucieństwa, pokaże prawdę, zmusi by go przeprosili … tak to bywa….
… w sytuacji konfliktu często jesteśmy przekonani że mamy rację aż do tego stopnia, że dziwimy się dlaczego święty ogień nie spadł jeszcze nieba i nie poraził mojego wroga…!!! … wyczekujemy sprawiedliwość, sądnego dnia, momentu prawdy kiedy Bóg ukarze mojego krzywdziciela … opowiadanie o Zacheuszu przypomina starą prawdę – przemoc rodzi przemoc, kąsany gryzie, a poniżany kopie dwa razy tak mocno … I oto przybywa Chrystus…nie ważne kim jesteś, czy kąsasz, czy ciebie poturbowano, „Dzisiaj muszę wejść do Twojego domu. Dzisiaj u Ciebie muszę się zatrzymać...” niewiele razy Chrystus używa słowa „muszę” … Przypominam sobie, że mówi „muszę” kiedy mówi o krzyżu, o śmierci na Golgocie, o drodze do Jerozolimy na mękę. „Muszę ...” chodzi o historię zbawienia. „muszę...” wejść do Twojego domu czyli – ważne jest bym uzdrawiał twoje rany, twoją przeszłość i teraźniejszość, chce uczynić z Tobą historię twojego zbawiania, zaprosić cię do Paschy, czyli do przejścia od śmierci – od tego co cię zabija do zmartwychwstania. Czyli od tego co co cie poniżą, smuci, niepokoi, od nienawiści, złości, gniewu, od stanu w którym jesteś obrażona do przebaczenia, do wolności, do pokoju, do światła… muszę wejść, czyli przeprowadzić cię przez ten krzyż do życia. Do prawdziwego życia. Abyś przestał być najeżony jak jeż, gotowy do obrony przed światem, gotowy by zniszczyć drugiego…. Chcę zabrać cię w drogę, bys stała się śœiętą, byś stał się jeszcze lepszym człowiekiem, chce dać ci pokój. Uwolnic do złości i poczucia winy, uwolnić od ran i poczucia krzywdy, uwolnić od poniżenia. „„Dzisiaj muszę wejść do Twojego domu. Dzisiaj u Ciebie muszę się zatrzymać...”