Wszystko
zaczęło się od gwiazdy. Gdzieś tam, w ciemności, ponad miastem,
ponad dachami przytulonych do siebie domów i sterczących w górę
płotów. Ponad wołaniem. Ponad krzykiem ludzi wołających po raz
kolejny. Ponad płaczem dzieci, i jękiem chorych, ponad wiatrem,
który wtórował im w żalu niosąc do nieba opowieść pełną łez.
Wszystko od gwiazdy się zaczęło. Zajaśniała. Gdzieś tam w
ciemności. Nie była jedynym światłem. Ogniska wokół przecież
mogły przyćmić ją swym blaskiem. Zajaśniała. Gdzieś na czarnym
jak smoła niebie. A przecież nie była jedyną gwiazdą tej nocy.
Nie była samotna. Trzeba było spojrzeć w górę, by ją zobaczyć.
Wsłuchać się trzeba było się w żałosny jęk wiatru, który ją
przyzywał od tak dawna. On jej szukał. Niósł wśród obłoków
płacz tysięcy pogardzanych, zniewolonych, zbitych. Smutne to były
czasy. Trudne. Trzeba było do góry podnieść oczy. Zajaśniała.
Zatańczyła, na ciemnym niebie, zawołała. Usłyszeli! „Widzieliśmy
Jego gwiazdę na wchodzie” Trzeba było jej szukając wśród
ciemnych obłoków, wypatrywać jej blasku, kiedy północ mroczną
dłonią serca ściskała. „Widzieliśmy…” czym była? Wezwała
do drogi. Prosiła by zaryzykować. Zaryzykować podróż, by odważyć
się pójść. By pobiec razem z wiatrem, który ciągle niesie krzyk
tak wielu. Opowiada o samotności, o tęsknocie, o nadziei, która
jeszcze płonie. O łzach szukających pocieszenia. Gwiazda
zajaśniała wśród najciemniejszej ze wszystkich nocy. Czym była?
Na jej wezwanie pobiegli. Wyruszyli w drogę, niesieni starożytnym
słowem. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy
aby...” po drodze mijali tak wielu. Tu twarz ściśnięta
zmęczeniem, tam oblicze starca, który woła o śmierć, słyszeli
jęk kobiety, pochylonej nad mogiłą. Kogo wzywała? Kogo zabrakło?
Wiatr cichym szeptem niósł jej opowieść. Zawodził. Zawodził do
nieba. Szukał wśród ciemności. Wszystko od gwiazdy się zaczęło.
Czym ona była? Poprowadziła ich. Drogę pokazała. W serca
zapukała. Krzyknęła tak głośno, tak jasno zaświeciła…
wezwała by wyruszyć. By dom zostawić. By bliskich zostawić, by
nie patrzeć w tył, by iść, ciągle iść, naprzód, tam gdzie
słońce wschodzi, gdzie złoty jego blask ciemność rozprasza, by
biec. Gwiazda wezwała by biegnąć wytrwale za głosem wiatru który
woła wołaniem tak wielu, który woła milczeniem, tych, którzy już
zamilkli. „...i przybyliśmy aby….” Po co ich przyprowadziła?
Co chciała im pokazać? Długa to była droga. Ciemność była im
towarzyszka. Łzy. Sporo ich była na tej drodze. Nadzieja. Jedyny
kompas. Jedyna mapa. Jedyna rzecz, którą tak naprawdę warto wziąć
ze sobą w drogę. Tylko ona ma moc by zajaśnieć wśród ciemności.
Trzeba było spojrzeć w górę, by ją zobaczyć. Trzeba było
dobrze wpatrywać się w ciemność. Bo właśnie tam zajaśniała.
Tam jaśniała. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i
przybyliśmy aby ...” po co wysłała ich w drogę? Kiedy dotarli
zobaczyli Jego oczy. Dłonie. Łzy. Zobaczyli łzy. Ludzkie łzy.
Przed nimi leżał człowiek. Otoczony ciemnością tej nocy. Cichej,
ciemnej nocy. Świętej? Był ubogi. Więcej niż ubogi, on był po
prostu biedny. Tak niewiele miał. Tak bardzo niewiele. Strach.
Niepokój w oczach najbliższych.”Przybyliśmy aby oddać Mu
pokłon” Zimny wiatr hulał tam gdzie go znaleźli. Ciemność i
blask, zmieszały się tutaj, tańcząc,zmagając się ze sobą
starły się w walce. Kto zwycięży? Zimny wiatr tutaj hulał. Niósł
Jego łzy. Jak echo. Jak ciche echo starodawnej pieśni. O człowieku,
o Bogu, który otoczony był ciemnością tej nocy. Cichej, ciemnej
nocy. Świętej? Tak, ta noc była święta. Czas kiedy spotykasz
człowieka w jego ciemności, ten czas jest święty. Gwiazda posyła
w drogę. Każe opuścić swój dom. Nie wolno czekać. Nie wolno
odkładać do jutra. Każe usłyszeć. Każe wyjść. Każe pójść.
Każe zobaczyć człowieka otoczonego własnym ubóstwem. Każe
zobaczyć Jego łzy. „Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie i
przybyliśmy aby oddać Mu pokłon”. Każe zobaczyć Boga. W
drżących dłoniach. Boga w ludzkich łzach, które niechaj usłyszy
twoje serce. Boga obecnego w strachu i niepokoju najbliższych. Boga
w człowieku. Jeżeli odważysz się spojrzeć w Jego ciemność. W
jego ubóstwo. Boga zobaczysz. „i przybyliśmy aby oddać Mu
pokłon”. W człowieku. Który płacze. Który zamilkł. Każe
usłyszeć wołanie Jego serca, jęk duszy, nadzieję. Nadzieję
która ma moc zamienić najciemniejszy mrok w … poszli na na
wschód… tam gdzie Słońce wschodzi – gdzie poranek już świeci,
ptaków śpiew tam słychać, ktoś tam pod drzewem przycupnął,
odpoczywa po długiej drodze. Doszedł do celu? Słońce zajaśniało.
„Widzieliśmy Jego gwiazdę na wchodzie ...” „Słońce
wschodzące z wysoka...” Tak Go nazwał prorok. Słońcem, które
wschodzi. Które ma moc zamienić mrok … w odpoczynek, po ciężkiej
drodze, Ono ma ma moc obudzić poranek. Ciepły. Świeży. Ono ma
moc aby tego poranka osuszyć łzy. Wtedy wiatr poniesie nową pieśń.
Pełną wdzięczności. Zaniesie do nieba okrzyki pełne radości.
Zaniesie tam śmiech. Wszystko od gwiazdy się zaczyna. „Widzieliśmy
Jego gwiazdę na wchodzie i przybyliśmy aby oddać Mu pokłon”. To
nie jest opowieść o trzech królach. Nie o mędrcach ze wschodu,
którzy ruszyli w drogę. To jest opowieść o drodze.
„Widzieliśmy...” opowieść o nas …„Jego gwiazdę”...o
wezwaniu … „i przybyliśmy….” o głosie, który słyszysz.
Który wzywa by oddać siebie. O misji Kościoła. To jest opowieść
o Bogu, o Słońcu, Wschodzącym z wysoka. On usłyszał, On
zobaczył, udrękę swoich dzieci, ból i płacz Swojego ludu, On
wyruszył w drogę. Dom swój zostawił. Raj porzucił. W ciemności
zajaśniał. Nędzą się otoczył. W mroku zajaśniał. Naszą nędzą
się otoczył. „Przybyliśmy aby oddać mu pokłon”. Możesz go
spotkać. Zobaczyć. Czasem zjawia się nieoczekiwanie. Gdzieś pod
kościołem wyciąga rękę, prosi o chleb, o parę groszy. Czeka na
telefon. Na twój telefon. Na modlitwę twoją czeka. To nie jest
opowieść o trzech mędrcach, którzy ruszyli na wschód. To jest
opowieść o Panu, który posyła aby wschód przynieśli tam gdzie
jest ciemność. O misji Kościoła, który Pan posyła w drogę.
Każe w ciemność się wpatrzeć. W duchową nędzę. W głód i w
krzyk się wsłuchać. Każę zobaczyć. Nadzieję. Cichą noc.
Świętą. Tak, noc kiedy dajesz nadzieje. To najświętsza z nocy.
Wtedy jest Boże narodzenie. Noc. Kiedy przebaczasz. Noc. Kiedy
odwiedzisz. Noc, dniem się staje. Porankiem się staje. Kiedy
klękasz. Kiedy przytulasz. Wiatr. Wiatr zaniesie do nieba nową
pieśń. Twoją pieśń. Cicha Noc. Święta. Święta noc. Ta noc.
To opowieść o misji Kościoła. O twojej misji, o głosie, który
słyszysz. O twojej drodze. Ofiaruj swe cierpienie. Swój ból.
Możesz dziś ofiarować swoją samotność. Zmaganie. Na ołtarzu
Pana. Będziesz wtedy jak wiatr. Który do nieba zaniesie czyjeś
łzy. On znowu usłyszy. On Ciebie usłyszy. Zobaczy czyjeś łzy.
Twoja modlitwa go poruszy. Twój ból. Ból zajaśnieje wśród
ciemności. Wszystko od gwiazdy się zaczęło. Wszystko od gwiazdy
się zaczyna. Od miłości. Ona mam moc. Ciemność rozproszyć. Ból
osłodzić. Ranę przebaczyć. Do nieba zanieść. Do nieba
przytulić. Tam wszyscy się spotkamy. Tam odpoczniemy. Tam
przybędziemy, by oddać Mu pokłon. To nie jest opowieść o trzech
królach. To Dobra nowina. O nas. O mojej i twojej drodze do do Domu.
On tam czeka. Przybył tu na ziemię. By zajaśnieć na naszym
ciemnym niebie. By pokazać drogę. By zaprosić do drogi. Nadzieja
cię poprowadzi. Przez tę noc. Świętą Noc. Cichą noc. Świętą…
Krzysztof, dziękuję za piękną opowieść o drodze do miłości. Nie bardzo wiem, jak połączyć słowa o łzach jako ofiarę, gdy w Księdze Psalmów Psalm 40 Dziękczynienie i prośba udręczonego, jest napisane "4 Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty,
OdpowiedzUsuńlecz otwarłeś mi uszy;
całopalenia i żertwy za grzech nie żądałeś.
8 Wtedy powiedziałem: «Oto przychodzę;
w zwoju księgi o mnie napisano:
9 Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę,
a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu»5." Biblia często mówi, że Chrystus nie potrzebuje łez, bo sam poniósł ofiarę krwawą. Szukając Boga w pięknie i brzydocie świata, w drugim człowieku można znaleźć ukojenie. Jarek napisał kiedyś, że łzy to płatki serca. Miłości wszystkim wokół i sobie, bo każdy ma swoją opowieść, jak napisałeś. Bardzo się wzruszyłam czytając Twoje słowa.