piątek, 24 maja 2019


Zbliża się ostatni tydzień okresu wielkanocnego. Patrzę od jakiegoś czasu na nasz Paschał. Widzę jak się kurczy. Wosk się topi. Ginie wosk, dając światło. W uszach mam piękne słowa orędzia Paschalnego: „Znamy już wymowę tej woskowej kolumny, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień. Chociaż dzieli się on użyczając światła, nie doznaje jednak uszczerbku,
żywi się bowiem strugami wosku, który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Dotykają mnie te słowa bardzo mocno od jakiegoś czasu. W zasadzie od czasu kiedy tu jestem. Nigdy jeszcze tak mocno do mnie nie przemawiały. Widzę jak topnieje wosk. Świeca zostaje. Światło widzą ludzie. I sycą się nim. Czuję się jak ten wosk. Ginę, powoli. Każdego dnia ginie moja pycha. Nie mogę tu na przykład prowadzić samochodu. Z błahego powodu, trzeba wypełnić papier, którego się nie udało wcześniej wypełnić. Więc muszą mnie wszędzie wozić. To trochę jak śmierć dla osobistej dumy, człowiek jest uzależniony od innej osoby. Ginę powoli, po cichutku. Z powodu bariery języka, nie daje jeszcze rady powiedzieć wszystkiego co bym chciał, wyrazić, przekazać ten ogień, radość, poczucie humoru, współczucie, serdeczność, gniew… ginę po cichu, jak ten wosk… nie znam miasta, nie znam ludzi, nie wszystko jeszcze rozumiem, jak i co działa… wszystkiego jak zwykle muszę się uczyć od początku… znowu się uczyć… znowu od początku… W Polsce miałem to wszystko… ginę po cichu… i to jest dobre umieranie :) dobra śmierć :). Jednak świeca świeci. O tak, jasno, bardzo jasno. W moich rękach i przez moje ręce dzieją się cuda. Pan sprawuje swoje sakramenty. Przebacza, karmi chlebem życia, poi kielichem zbawienia, namaszcza na ostatnią drogę do Domu… jasny płomień… rozświeca ciemności, udzielając światła… o tak, Światło. Przez moje usta Chrystus przemawia. Widziałem to. Zobaczyłem to w ich oczach. To światło płonie, żywiąc się strugami wosku. Potrzebna była ta ofiara, niezbędna i błogosławiona, by dać komuś odrobinę światła, wierzcie mi odrobinkę, chociaż na chwilę, być mógł wykonać chociaż jeden, mały krok ku wieczności… zapłonąć chociaż na chwilę, by ktoś wykonał choć jeden mały krok ku życiu wiecznemu by choć o milimetr zbliżył się do drzwi … do Domu … po to tu jestem by dać się spalić… by ktoś chociaż przez chwilę zobaczył światło … a światło pokaże mu drogę do Domu … o tak … tak … wosk musi dać się rozpuścić. Musiałem stracić wiele, zostawić znowu, jeszcze raz, kolejny raz swoje plany i marzenia, swoje wszystko by znowu wyruszyć w drogę od nowa, by od nowa zacząć. O tak to bardzo ważne i dobre dla mnie. Tę „woskową kolumnę” zapalił „jasny płomień” „który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Jakże jestem wdzięczny dziś Kościołowi mojej Matce, że tak bardzo się trudził by utworzyć ze mnie chociaż małą część tej „cennej pochodni”. Chociaż przez chwilę. Cały Kościół jest jak ta cenna pochodnia, a jego członki, jego dzieci, spalają się jak ten wosk, użyczając światła. Na różne sposoby spalamy się: my matki i ojcowie, bracia i siostry, nauczyciele, kapłani, lekarze, policjanci, żołnierze … każdy w swojej sytuacji życiowej, na swój sposób się spalamy, użyczając komuś odrobinki światła… nadziei, siły, mądrości … miłości … by ktoś choć przez moment zobaczył światło, by jeden tylko krok wykonał w drodze do Domu … „jasny płomień” „który dla utworzenia tej cennej pochodni wydała pracowita pszczoła.” Jakże jestem wdzięczny dziś Zgromadzeniu Słowa Bożego, mojej Matce, że tak bardzo się trudziła bym stał się malutką częścią tej cudownej świecy… wdzięczny moim rodzicom, katechetom, braciom, wdzięczny wszystkim w czyich oczach i sercach widziałem wiarę i przykład i miłość. Wiem, że to wszystko brzmi koszmarnym romantyzmem, ale tak właśnie dzisiaj myślę i czuję. Czuje się częścią wielkiej woskowej kolumny, Kościoła, który spala się by inni mogli zobaczyć, poczuć Zmartwychwstałego! Emmanuela!, Boga z Nami, Jezusa Chrystusa, który rozświeca dziś ciemność swoim światłem… pokazuje drogę do Domu … zbłąkanym w ciemności smutku, beznadziei … drogę do Domu … i za to jestem wdzięczny. Czyż nie dziękuje kościół każdego dnia przy tak wielu ołtarzach kiedy jakby w kółko powtarza : „dziękujemy że nas wybrałeś abyśmy stali przed Tobą i Tobie służyli...” dziękuje że mogę być jak ten wosk… i spalać się razem z moimi braćmi … użyczając światła w drodze do Domu :) :) :)

4 komentarze:

  1. Ten Twój romantyzm nie taki koszmarny. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Grzybku... Te 3 ostatnie posty są tak bardzo... Aktualne. Dobrze, że jesteś. Nawet tam na drugim końcu świata. Pamiętam przed Tatą :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzysiu bardzo bardzo brak mi ciebie , ale Ty tam zadanie,waźne zadanie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze, że dzielisz się z nami swoją wielką wiarą przynajmniej w taki sposób!!! Tego nam brakuje. Jak mi się zechce narzekać na swoje umieranie będę miała gdzie zajrzeć 😉 Dzięki za słowo i piękne świadectwo!

    OdpowiedzUsuń